Okej, kontynuujmy w formacie fikcyjnej historii, utrzymując napięcie i intrygę:
MÓJ MĄŻ ZAREZERWOWAŁ BILETY NA PIERWSZĄ KLASĘ DLA SIEBIE I SWOJEJ MAMY, A MNIE I DZIECI ZOSTAWIŁ W KLASIE EKONOMICZNEJ – LEKCJA, KTÓREJ GO NAUCZYŁAM, BYŁA MUTILISTĄ…
Mój mąż Clark dopuścił się rażącego aktu egoizmu. Lecieliśmy odwiedzić jego krewnych i on wziął na siebie odpowiedzialność za rezerwację biletów. Nawet się nie martwiłam, dopóki nie dotarliśmy na lotnisko, gdzie mimochodem wspomniał, że zmienił bilety dla siebie i swojej matki na pierwszą klasę, zostawiając mnie z dwójką dzieci w klasie ekonomicznej. Jego wyjaśnienie? „Mama nie znosi hałasu, a ja muszę odpocząć po ciężkiej pracy”.
Byłem oszołomiony. „Więc jesteś w pierwszej klasie z mamą, a ja jestem sama z dziećmi w klasie ekonomicznej?”
On tylko wzruszył ramionami i obojętnie powiedział: „To tylko kilka godzin, nic wielkiego”.
Kipiałem ze złości, ale nie wywołałem skandalu. Zamiast tego, uśmiechnąłem się spokojnie i odpowiedziałem: „Oczywiście, kochanie. „Wszystko dla twojej wygody”.
Ale Clark nie wiedział, że w tamtym momencie miałem już w głowie plan, o którym na pewno nie zapomni…
Kontynuacja:
Jak robot dokonałem odprawy, odebrałem karty pokładowe z tyłu samolotu i w milczeniu podszedłem z dziećmi do kontroli bezpieczeństwa. Clark i jego matka zniknęli gdzieś w salonie biznesowym, prawdopodobnie ciesząc się ciszą i kanapkami. U moich dzieci, w wieku czterech i sześciu lat, zaczęły już pojawiać się pierwsze oznaki zmęczenia i oczekiwania na długą podróż. Niosąc torbę z rozrywką, dbając o to, by nie zginąć w tłumie i jednocześnie zachowując powagę, było to prawdziwe wyzwanie.
Kiedy w końcu dotarliśmy do naszego rzędu w dusznej klasie ekonomicznej, uderzyła mnie fala hałasu i gwaru. Dzieci natychmiast zaczęły się kłócić, kto usiądzie przy oknie; najmłodszy upuścił zabawkę pod krzesło, a nasi sąsiedzi z rzędu spojrzeli na nas z dezaprobatą. Następne kilka godzin zamieniło się w koszmar: próby zmuszenia niespokojnych dzieci do zajęcia miejsc siedzących, niekończące się prośby o „picie”, „jedzenie”, „chcę do toalety”, walka o podłokietnik i nieustanny strach, że dzieci kogoś obudzą lub zbyt mocno kopną oparcie siedzenia z przodu. Ani na chwilę nie zmrużyłam oczu, czując się jak gnana końmi. I za każdym razem, gdy poprawiałam zsunięty koc lub rozdawałam przekąski, myślałam o Clarku, spokojnie śpiącym lub czytającym w swoim pierwszoklasowym fotelu, zupełnie wolnym od opieki nad dziećmi, które pozostawił pod moją opieką w takich warunkach. Mój uśmiech na lotnisku stał się jeszcze zimniejszy.
Kiedy samolot wylądował i ogłoszono, że można już wstawać, zaczęłam spokojnie pakować swoje rzeczy, uspokajając jednocześnie dzieci, które wybiegły na zewnątrz. Zgodnie z oczekiwaniami pasażerowie pierwszej klasy wysiedli jako pierwsi. Nie spieszyło mi się. Powoli, krok po kroku opuściliśmy samolot i udaliśmy się do hali odbioru bagażu.
Clark i jego matka już tam czekali, wyglądali na świeżych i wypoczętych. Na ich twarzach widać lekką ulgę z powodu bezpiecznego dotarcia na miejsce. Nawet spróbował się do mnie uśmiechnąć.
„Jak się macie, moi drodzy? „Czy wszyscy polecieli w porządku?” – zapytał radosnym tonem.
Spojrzałam na niego wzrokiem zmęczonej, ale spokojnej matki, która właśnie odbyła trzygodzinny lot klasą ekonomiczną z dwójką małych dzieci.
„Wspaniale, Clark” – odpowiedziałem cicho. „Po prostu wspaniale.”
Dzieci od razu rzuciły się na mnie, narzekając na coś swojego. Clarke najwyraźniej oczekiwał, że od razu mu je oddam i zabiorę się za odbiór bagażu. Ale ja po prostu czule przytuliłam dzieciaki.
„A tak w ogóle, kochanie” – powiedziałam, patrząc mu prosto w oczy. – Myślałam… Chciałeś odpocząć i zapewnić mamie wygodę, prawda? Dlatego leciałeś oddzielnie. Aby nie zakłócać Waszego spokoju po locie, postanowiłem nie obciążać Was od razu. Wszystkie bilety kolejowe z lotniska do miasta, kluczyki do wynajętego samochodu, który zarezerwowałem na swoje nazwisko, oraz adresy krewnych — wszystko to umieściłem na samym dnie mojej dużej torby. Ten sam, który ja i dzieci nadaliśmy jako bagaż.
Uśmiech zniknął z twarzy Clarka. Jego oczy się rozszerzyły.
„Masz na myśli… w tej torbie?” – Skinął głową w stronę taśmy odbioru bagażu, po której powoli przesuwały się walizki.
„Tak, właśnie ten” – skinąłem głową, zachowując powagę. „Który, jak pan rozumie, jest jednym z ostatnich, który zostanie wyładowany, ponieważ znajduje się z tyłu samolotu, w przeciwieństwie do bagażu priorytetowego z pierwszej klasy.”
Na twarzy Clarka powoli zaczęła pojawiać się mieszanka niedowierzania, irytacji i paniki. Jego matka spojrzała na niego pytająco, najwyraźniej nie rozumiejąc, co się dzieje.
„Ale… nie możemy się doczekać! Nasi krewni czekają na nas! A pociąg już niedługo! – mruknął.
„No cóż, kochanie” – powiedziałem cicho, wzruszając ramionami i siadając na pobliskiej ławce, by posadzić dzieci. – To tylko kilka godzin, nic wielkiego. Chciałeś się zrelaksować i odpocząć od nas, prawda? Teraz ciesz się efektami swojego planowania. Na razie usiądźmy z dziećmi. Musimy się gdzieś spieszyć.
Spokojnie wyciągnęłam z bagażu podręcznego książkę dla dzieci, całkowicie ignorując jego zdezorientowanie i rosnące oburzenie. Clark, który wyglądał na jeszcze bardziej oszołomionego niż ja na lotnisku, biegał między taśmociągiem bagażowym a mną, wyraźnie myśląc o tym, jak szybko wyjąć potrzebne mu rzeczy ze swojego zwykłego bagażu, aby nie opóźniać podróży siebie i swojej matki. Rozpoczęła się ta bezlitosna lekcja. Zdał sobie sprawę, że dzielenie się wygodą ma swoją cenę, a czasami okazuje się, że cena ta jest wyższa, niż się spodziewał.