Wieczorem dom wypełnił się zapachem herbaty rumiankowej i cichym szeptem, co tylko pogarszało powagę tego, co się działo. Jelena Siergiejewna krzątała się, kładąc Nikitę do łóżeczka, które pośpiesznie kupiła tydzień temu, przygotowując się na jego radosne wyjście. Teraz każdy szczegół, od misiów na półce po jasne kredensy, wydawał się kpiną z zawiedzionych oczekiwań.
– Jak mógł? — nie przestawała powtarzać matka, siadając obok Julii na sofie i mocno ściskając jej dłoń. – Po tylu latach! Po wszystkim, co przeszłaś! Julenko, moja droga, to… to jest nie do pomyślenia.
Julia milczała, przyciskając poduszkę do piersi, jakby chciała zapełnić pustkę, która powstała tam, gdzie rano czuła oczekiwanie na szczęście. Słowa matki, pełne oburzenia i bólu z powodu córki, tylko potwierdziły ogrom tego, co się wydarzyło. Ona sama nadal nie mogła w to uwierzyć. Artem, jej Artem, mężczyzna, z którym robili plany, marzył o dzieciach, doświadczał niepłodności i długich lat starań… Zażądał udowodnienia, że ich *wspólny* syn jest jego.
„On… on powiedział, że musi mieć pewność” – wydusiła w końcu Julia i nawet ta krótka odpowiedź wydała jej się nieznośnie ciężka. — Bo długo nie wychodziło, a teraz… Tak to już jest.
– A on ośmiela się wątpić w *tobie*? Po wszystkim? — głos matki drżał. – Julio, to nie jest tylko wątpliwość. To jest zniewaga. Brudna, obrzydliwa zniewaga.
Łzy znów napłynęły jej do oczu, lecz Julia uparcie mrugała. Nie mogła pozwolić sobie na utonięcie w litowaniu nad sobą. Nikita spała niedaleko, w sąsiednim pokoju. Jej syn. Oni z Artemem… Nie. *Jej* syn.
Wstała, czując, że nogi jej się trzęsą, ale w sercu miała silną determinację. Poszłam do przedszkola. Nikita spał w słabym świetle nocnej lampki, otoczony nowymi zabawkami i opieką babci. Jego mała rączka leżała na kocyku, a jego pulchne policzki były lekko zaróżowione. Julia pochyliła się, delikatnie pocałowała go w czubek głowy i wciągnęła słodki zapach dziecka.
W tym momencie wszystkie słowa Artema, wszystkie jego wątpliwości wydawały się jej nieważne, nieistotne. Ta mała istota jest jej całym światem, jej przyszłością, jej bezwarunkową miłością. Jego oddech i spokojne chrapanie były o wiele bardziej realne i wartościowe niż jakiekolwiek puste słowa i okrutne żądania.
Julia się wyprostowała. Jej spojrzenie stało się stanowcze, pomimo bólu, który nadal dręczył jej serce. Spojrzała na syna, po czym przeniosła wzrok na cichy i przytulny dom matki. Tutaj było bezpiecznie. Była tu kochana. I kochała. Niewątpliwie.
„Pomyśl dobrze, Julio” – przypomniała mi się wiadomość Artema.
Ona pomyślała. Myślałam o siedmiu latach oczekiwania, nocach spędzonych na testach owulacyjnych, wizytach u lekarzy, rozmowach o przyszłości, przysięgach. Przypomniał mi się dzień, w którym dowiedzieli się o ciąży i to, jak Artem płakał ze szczęścia.
A potem pomyślałem o tym poranku. O jego zimnych słowach, o jego żądaniach, jakby była przedmiotem, którego autentyczność trzeba sprawdzić.
„Nie miałem zamiaru cię urazić, na wszelki wypadek” – pojawiło się również.
Jest za późno. Obraza została dokonana. Nie tylko ona, ale także ich syn. Ich marzenie.
Julia wyszła z pokoju dziecięcego. Matka nadal siedziała na sofie i patrzyła na nią z niepokojem.
„Mamo” – głos Julii był cichy, ale pobrzmiewała w nim stalowa nuta. – Nie zamierzam go do niczego przekonywać. Żadnych testów. Nikita jest moim synem. I to wystarczy. Jeśli nie chce widzieć w nim *swojego* syna bez kawałka papieru… — umilkła i wzięła głęboki oddech. – Więc nie ma tu dla niego miejsca.
Czuła, jak pod wpływem emocjonalnego stresu tego dnia opuszczają ją siły, ale wiedziała, że właśnie podjęła jedyną słuszną decyzję. Niech boli, niech będzie trudne. Ale nie zamierza się upokorzyć, udowadniając oczywistość mężczyźnie, który ośmielił się wątpić w jej honor i miłość do ich dziecka. Nigdy.
Patrząc w oczy matki, pełne ulgi i dumy, Julia zrozumiała: przed nią była niepewność, ale ona już rozpoczęła tę walkę – o własną godność i prawo ich syna do bezwarunkowej miłości. I na pewno wygra. Bo obok niej stał teraz jej największy cud, o który warto było walczyć.