„Milka, jestem głodny jak bestia, rrr” – Witalij warknął udanie i objął Ludmiłę w pasie, „Dzięki Bogu, że skończyliśmy ten projekt, wszystkie siły są wyczerpane”. Teraz odpocznę przez tydzień i podejmiemy się nowego zamówienia.
Ludmiła uśmiechnęła się, czochrając włosy Witalija.
- Teraz wszystko będzie gotowe, ale na razie muszę ci powiedzieć… Chciałem na obiedzie, ale nie mogę już dłużej czekać… Vitalka, będziemy mieć maleństwo! Miło, prawda?
Uśmiech na twarzy Witalija powoli przygasł, a potem ponownie zacisnął się na jego ustach.
– C-no tak – skinął głową, klepiąc Lyudę po ramionach.
- I nie wyglądasz na szczęśliwego?! – Ludmiła ze strachem spojrzała mu w oczy.
- Co robisz? Oczywiście, że się cieszę! Po prostu nieoczekiwane, zgadzam się. Nie mieliśmy nawet czasu na podpisanie. Okazuje się, że nie po ludzku.
- Damy radę! – Ludmiła skinęła głową – jakie nasze lata!
„To pewne” – facet uśmiechnął się teraz bardziej otwarcie i przytulił pannę młodą do siebie.
- Och, Vital, muszę jeszcze pokroić sałatkę. Ty idź zbierać warzywa do ogrodu, a ja zajmę się warzywami.
Witalij posłusznie skinął głową i pośpieszył na zewnątrz. Ludmiła umyła pomidory, ogórki, paprykę, następnie pokroiła wszystkie warzywa, doprawiła je oliwą i dodała soli. Brakowało tylko zieleni. Lyuda pomyślał, że znowu wujek Sasza najwyraźniej rozproszył uwagę Vitalika. Samotny sąsiad lubił opowiadać o tym, jak zauważył kogoś za płotem. Luda poszła na podwórze, ale tam nikogo nie było. Wujek Sasza wyszedł z domu z wiadrem. Najwyraźniej zamierzał zbierać ogórki.
„Witam, sąsiedzie” – zawołał do Mili, a ona go odwzajemniła.
Ludmiła otworzyła bramę, wyszła na ulicę, rozejrzała się i wracając na swoje podwórko, usiadła, aby zbierać zieloną cebulę, pietruszkę i koperek.
– Czy czekasz, aż ukochany wróci z pracy? – zapytał wujek Sasza, wkładając ogórki do wiadra.
„Tak, wrócił już z pracy” – powiedziała Mila w zamyśleniu. „Wysłałam go po warzywa i gdzieś zniknął”.
- Ach, więc może zdecydował się pobiec do sklepu wielobranżowego. Dostawa przedmiotu musi być oznaczona. A może są jakieś w domu?
„Nie” – Luda uśmiechnęła się – „nie używamy tego”.
Ale słowa sąsiada uspokoiły mnie. Może Witalij faktycznie zdecydował się kupić wino lub ciasto. Nie tylko dzisiaj zlecił realizację projektu, ale także dowiedział się o tak ważnej wiadomości. Ale minęła godzina, a Witalija nadal nie było. Ludmiła była poważnie zaniepokojona. Co mogło się wydarzyć? Może któryś z sąsiadów poprosił o pomoc? Vitalik nigdy nie potrafił odmówić, a ludzie korzystali z jego dobroci. Ludmiła ponownie wyszła przez bramę i zaczęła iść ulicą.
- Dlaczego idziesz sam? – zapytała sąsiadka Baba Nina, opierając się o płot.
„Szukam Vitalika” – westchnęła Lyuda. „On gdzieś poszedł, nie uprzedził mnie”. Kolacja już wystygła. Nie widziałeś go?
„Nie” – Baba Nina potrząsnęła głową. „Miałam kontrolę, ale poszłam tylko trochę odpocząć”.
„OK, poczekam” – Lyuda poszła do jej domu, a jej serce zamarło z powodu ciągłego niepokoju.
Ludmiła, siedząc przy stole w kuchni, ponownie spojrzała na zegar ścienny i ciężko westchnęła. Przypomniałam sobie spojrzenie Vitalika, gdy mówiła o ciąży, uśmiech błąkający się po jego twarzy i zamyślenie. Może postanowił pomyśleć? Tak naprawdę jednak wiadomość była nieoczekiwana. Mieszkali razem przez sześć miesięcy, przyzwyczaili się do pewnego sposobu życia w domu, a teraz takie zmiany…
Luda pamiętała, jak poznała się z Vitalikiem. Minęło nieco ponad rok. Następnie przybył do ich wioski, aby zbudować nowe obory. Gospodarstwo wymagało powiększenia, a we wsi nie było zbyt wiele pieniędzy. Zebrali więc zespół wczorajszych absolwentów uczelni budowlanej. Luda codziennie biegała na farmę po mleko dla swojej babci. Starsza pani bardzo lubiła to, co nazywała „sfermentowanym mlekiem” i Luda codziennie przygotowywała jej ulubiony napój. Tam zauważyła wysokiego, przystojnego mężczyznę, który również za każdym razem rzucał na nią zaciekawione spojrzenia.
A potem zmarła moja babcia, Ludmiła została sama, nie mieli krewnych. Potem pobiegła nad rzekę, długo płakała, a potem usłyszała przyjemny, cichy głos:
– Coś ci się stało? „Vitalik usiadł obok niej i patrzył na nią z tak autentycznym współczuciem, że jeszcze bardziej zalała się łzami.
„Moja babcia umarła” – powiedziała z wielkim trudem przez szloch. „Nie mam nikogo innego”.
„Rozumiem” – Witalij westchnął smutno – „ja też nie mam nikogo”. Dorastałam w sierocińcu i nigdy nie znałam mojej rodziny. Chodź, zabiorę cię ze sobą. Było już późno i zimno.
Dopiero teraz Ludmiła zdała sobie sprawę, że siedziała nad rzeką już od dłuższego czasu i rzeczywiście było jej bardzo zimno. Przy bramie Witalik zapytał, czy może jeszcze w czymś pomóc, a Lyuda podniosła na niego zaczerwienione oczy:
-Możesz zostać ze mną? Bardzo się boję.
Skinął głową i poszedł za nią. Potem pili herbatę z konfiturą malinową. Luda dużo opowiadała o swojej babci, a kiedy nastał świt i Vitalik musiał iść do pracy, nieśmiało zaproponowała:
– Zostań ze mną, w pokoju gościnnym, aż poczuję się trochę lepiej.
– OK – facet również nieśmiało pokiwał głową.
Tak żyli. Witalij pomagał Ludmile w pracach domowych, przygotowywała dla niego obiady, a wieczorami rozmawiali do późna. Kiedy praca w gospodarstwie dobiegła końca i Witalij musiał wyjść, nieśmiało wziął Ludmiłę za rękę i powiedział, patrząc jej w oczy:
- Mila, mogę nie wyjść? Jestem do ciebie przyzwyczajony. Stałeś się moją bratnią duszą.
„Nie odchodź” – Luda skinęła głową.
… Wbrew oczekiwaniom Witalij nie wrócił tego wieczoru do domu. I nie pojawił się rano. Luda wpadła w panikę. A co jeśli coś mu się stanie? Bała się nawet przyznać, że Witalijowi przydarzyło się coś strasznego.
Czas płynął bardzo powoli, duszno. Niepokój gnieździł się w jego sercu, a myśl, że Witalij może się po prostu przestraszyć lub uciec, nie dawała mu spokoju. Nagle brama skrzypnęła, a Ludmiła podskoczyła w miejscu, a jej serce biło szybciej. To była sąsiadka, Baba Nina.
„Liudonka, nie martw się tak” – powiedziała Baba Nina. — Słyszałem tutaj tę wiadomość. Twój Vitalik wyjechał do miasta.
Ludmiła ze zdziwieniem spojrzała na sąsiadkę.
- Jak dojechać do miasta? Kto ci to powiedział? – jej głos drżał z podniecenia.
— Kierowca ciężarówki z chlebem powiedział, że wczoraj podwiózł go na autostradę. Cóż, nic mu się nie stało, nie martw się. Twój Vitalik żyje i ma się dobrze. – uspokajała ją babcia Nina.
Luda zamarła w miejscu, słowa trafiły ją prosto w serce. Wyjechał do miasta? Nie ostrzegałem, nie dzwoniłem… Dlaczego? Czy Witalij naprawdę zdecydował się na ucieczkę? Wezbrała w niej fala oburzenia i urazy. Jak mógł to zrobić po tym wszystkim, przez co razem przeszli?
„Dziękuję, Baba Nino” – cicho skinęła głową, próbując ukryć ból, który pękał w jej piersi.
Zamknąwszy drzwi za sąsiadką, Ludmiła usiadła na sofie i zakryła twarz dłońmi. Myśli napływały jedna po drugiej, każda ostrzejsza od poprzedniej. Po prostu się bał. Nie chciałam odpowiedzialności. Gdy tylko powiedziała mu o dziecku, coś w jego oczach się zmieniło. Być może nie był gotowy na ojcostwo, nie był gotowy na życie z nią… i najwyraźniej nie miał też zamiaru się żenić.
Poczucie zdrady podeszło mi do gardła niczym gorzka gula. Witalij, który wydawał jej się tak drogi i godny zaufania, uciekł w momencie, gdy najbardziej potrzebowała jego wsparcia. Ale Luda westchnęła, próbując się pozbierać. Nie jest teraz sama. Będzie miała dziecko. Mały człowiek, dla którego będzie żyć. I bez względu na to, co się stanie, poradzi sobie. Powinna.
Czas minął. Ludmiła często myślała o Witaliju – gdzie on teraz jest? Jak się osiedliłeś, gdzie mieszkasz? Nadal nie dostał mieszkania po sierocińcu, wszystko obiecywali, mówią, teraz jego kolej, musi poczekać. Być może poznał nową miłość, znalazł nowe molo…
Jednak z każdym dniem te myśli stawały się coraz bardziej odległe.
Ludmiła urodziła dziewczynkę – mały cud, który wywrócił jej życie do góry nogami. Nazwała swoją córkę Nadieżdą, co jest symbolem świetlanej przyszłości bez względu na wszystko. Sąsiedzi pomagali jak mogli. Niektórzy przynieśli mleko i świeże warzywa, inni ubranka i zabawki dla dzieci. I chociaż często miała trudności, Lyuda poradziła sobie. Każdy dzień był pełen zmartwień o dziecko, a ona prawie przestała myśleć o Vitaliku. Prawie.
Kiedy dziewczynka miała rok, ich gospodarstwo kupił miejski przedsiębiorca, a Ludmiła właśnie poszła do pracy. Trudno było opuścić Nadię, ale życzliwa sąsiadka Baba Nina chętnie pozostała dzieckiem.
Nowy właściciel gospodarstwa natychmiast zauważył Ludmiłę. Często przyjeżdżał na farmę, oglądał wszystko okiem mistrza, przebywał u Lyudy dłużej niż gdziekolwiek indziej i zawsze znajdował do niej pytania. Potem zaczął zabierać Lyudę ze sobą do miasta – albo po to, żeby kupić prezenty na święta, albo poprosić o pomoc w wyborze nowego munduru dla dojarki.
„Ludmiła, nie jesteś stworzona do tego rodzaju pracy” – powiedział, nie kryjąc podziwu. – Trzeba myśleć o przyszłości, o rozwoju. Dlaczego nie pójść ze mną? W mieście będziesz miał znacznie więcej możliwości.
Ludmiła za każdym razem grzecznie odmawiała. Dla niej ta propozycja wydawała się zbyt nachalna, a miasto nigdy jej nie pociągało – była już przywiązana do domu, do gospodarstwa rolnego, do wiejskich otwartych przestrzeni. Przedsiębiorca nie poddał się jednak. Jego zaloty stawały się coraz bardziej otwarte, a jego uwaga skierowana na Ludmiłę stawała się coraz bardziej uporczywa. W pewnym momencie mianował ją nawet kierownikiem gospodarstwa, powołując się na to, że wiedziała lepiej, jak lepiej zarządzać miejscowymi pracownikami, znała wszystkich. Ale Ludmiła zrozumiała, że za tą decyzją kryje się coś więcej – chęć bycia blisko, posiadania powodu do częstych spotkań.
Czas mijał, a przedsiębiorca nie poddawał się w próbach zbliżenia się do Ludmiły. Sąsiedzi poradzili jej, żeby przyjrzała mu się bliżej: „Co masz do stracenia? Jest bogaty i może zapewnić tobie i twojej córce dobre życie. Ale Luda długo nie mogła się zdecydować. Pamięć o Witaliju wciąż żyła w jej sercu i nie chciała, aby ktokolwiek zajął jego miejsce.
„Musisz pomyśleć, Lud” – powiedziała jej Baba Nina, gdy wieczorem siedzieli na werandzie. „To poważny człowiek, zna się na robocie i dobrze traktuje twoją córkę”. Czy naprawdę będziesz sam do końca swoich dni?
I tak, gdy Nadya skończyła pięć lat, Ludmiła w końcu zdecydowała, że nadszedł czas, aby ruszyć dalej. Przedsiębiorca nadal otaczał ją uwagą, a Lyuda przyjął jego zaloty. Zaczęli planować ślub, ale w ich sercach nie było spokoju – jakby to nie była jej droga.
Któregoś wieczoru rozległo się pukanie do bramy. Lyuda, zwyczajowo zakładając włosy za ucho, wstała od stołu i odłożyła otwartą książkę. W domu panowała cisza, tylko zegar tykał miarowo, wybijając późną godzinę. Córka już spała, a Luda nie spodziewała się gości. „Może babcia Nina wpadła znowu o coś zapytać” – pomyślała, spiesząc do drzwi.
Otwierając bramę, była oniemiała. Witalij stanął przed nią. On się zmienił. Twarz pociemniała, odcisnęły się na niej zmarszczki i zmęczenie.
-Mogę wejść? – zapytał cicho, a Luda nawet nie wiedziała, co odpowiedzieć.
Wielokrotnie myślała, że jeśli kiedykolwiek się pojawi, nie wybaczy mu. Raz po raz odtwarzała w głowie sceny, jak go wyrzucała, jak krzyczała na niego, że uciekł i zostawił ją samą w najtrudniejszym momencie. Ale teraz, patrząc na niego, wszystkie te żale rozpłynęły się w cichym zamieszaniu. Coś w jego spojrzeniu sprawiło, że w milczeniu skinęła głową i odsunęła się, wpuszczając go do domu.
Usiedli przy stole w kuchni. Witalij był wyraźnie zdenerwowany. Ręce mu się trzęsły i od czasu do czasu nerwowo ocierał czoło rękawem marynarki. Luda milczała, czekając, aż przemówi.
„Luda, ja… wtedy, tego dnia… kiedy poszedłem do ogrodu” – zaczął, a głos mu drżał zdradziecko – „postanowiłem ci się pięknie oświadczyć, naprawdę”. Pamiętajcie, że wtedy właśnie otrzymałem zapłatę i nie miałem czasu się przebrać, więc pieniądze miałem przy sobie. A oto ciężarówka z chlebem. Zobaczyłam go i to było jak przebłysk żarówki – pojadę do miasta przed zamknięciem sklepów, kupię pierścionek i wrócę za kilka godzin. Chciałem zrobić niespodziankę.
Luda spojrzał na niego ze zdziwieniem, ale nie przerwał. Jego słowa odbijały się echem w jej głowie, wydawały się niemal nierealne. Przypomniała sobie ten wieczór, jak czekała na niego przy stole, jak niepokój rósł z każdą godziną.
„I tak” – kontynuował Witalij – „pojechałem do miasta. Wybrałam pierścionek, piękny, taki jak lubisz… A gdy tylko wyszłam ze sklepu jubilerskiego, skręciłam pod łukiem, zaatakowały mnie trzy osoby. Zaczęli żądać pieniędzy. Dwóch go trzymało, trzeci przeszukał kieszenie i, cóż, zabrali pierścionek. Nie mogłem milczeć, wybuchła bójka. Jeden z nich upadł tak bardzo, że już nigdy się nie podniósł. A pozostałych dwóch poważnie zraniłem.
Mówił cicho, a każde słowo rozcinało moje serce na kawałki. Luda nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała.
„Zatrzymano mnie natychmiast” – kontynuował, spuszczając głowę. „Zrozumiałam, co mnie teraz czeka i… nie chciałam Ci o tym mówić”. Pomyślałem, że będzie lepiej, jeśli pomyślisz, że właśnie uciekłem, niż będziesz czekał z więzienia. Zostałem skazany na siedem lat…
Luda gwałtownie wypuściła powietrze, zdając sobie sprawę, że przez cały ten czas prawie nie oddychała. Przez cały ten czas był w więzieniu, a ona myślała, że po prostu boi się odpowiedzialności i uciekł.
„Tam, w więzieniu, szef zebrał brygadę ludzi takich jak ja. Budowaliśmy domy i pracowaliśmy na budowach. Nie żeby było łatwiej, ale przynajmniej w życiu pojawił się jakiś sens” – Witalij uśmiechnął się gorzko. „Teraz budujemy osiedle domków na dziewiątym kilometrze, więc nie mogłem powstrzymać się od przybycia”. I jeszcze jedno.. Proszę – wyciągnął z kieszeni kopertę i położył ją na stole – „udało mi się zaoszczędzić trochę pieniędzy”. To jest dla ciebie. Nie potrzebuję już niczego.
Luda spojrzała na kopertę bez słowa. Tyle razy wyobrażała sobie, jak zareagowałaby, gdyby wrócił. Ale w tych snach była silna, zdeterminowana i wściekła. A teraz, kiedy siedział przed nią – nieszczęśliwy, załamany – po prostu nie wiedziała, co powiedzieć.
– Ty… nie zapytasz o dziecko? – powiedziała w końcu cicho i powściągliwie.
Witalij wzdrygnął się, jakby spodziewał się tego pytania, ale nie wiedział, jak na nie odpowiedzieć.
„Ja… boję się” – szepnął. – Myślałem o tym wiele razy. Wszystkie te lata. Wiele bym dał, żeby być z Tobą… Ale teraz nic nie można zwrócić.
Ciszę przerwało ciche skrzypienie drzwi. Nadenka wyszła z pokoju, przecierając oczy. Była kopią Ludmiły – blond włosy, duże niebieskie oczy. Widząc mężczyznę przy stole, dziewczyna zatrzymała się w progu.
Witalij wstał z siedzenia, jakby nie mógł uwierzyć własnym oczom. Jego dłonie zacisnęły się w pięści, a po policzkach spłynęły mu łzy.
Luda spojrzała na niego i poczuła, jak serce jej pęka na kawałki. Przez tyle lat żyła w żalu i bólu, próbując zagłuszyć wspomnienia o nim. Ale teraz, widząc go przed sobą, tak nieszczęśliwego i skruszonego, nie mogła już dłużej chować urazy.
Lyuda nakarmił go i przygotował się do wyjścia.
„Wybacz mi, Luda” – powiedział w końcu. „Przepraszam za wszystko, co zrobiłem i za wszystko, czego nie zrobiłem”.
Tej nocy po wizycie Witalija Luda nie mógł spać. Jego słowa, jego skrucha, jego łzy – to wszystko nie dawało jej spokoju. Wspomnienia z przeszłości mieszały się z uczuciami teraźniejszości, a przyszłość nagle nie wydawała się już taka jasna. Do tego momentu była pewna swojej decyzji – poślubić Olega, zapomnieć o przeszłości, zbudować nowe życie. Ale teraz wszystko wydawało się nie takie proste.
Rano, zebrawszy siły, poszła do narzeczonego i patrząc mu w oczy powiedziała:
- Oleg, zmieniłem zdanie. Nie będzie ślubu. Przepraszam.
Patrzył na nią przez chwilę, jakby nie rozumiał, co powiedziała. Potem jego twarz wykrzywiła się z wściekłości. Dosłownie oszalał.
- Co? Co powiedziałeś? – warknął, zaciskając pięści. – Żartujesz sobie? Po tym wszystkim, co dla ciebie zrobiłem? Po tylu latach czekania na ciebie?
Jego twarz wykrzywiła się ze złości. Zrobił krok w jej stronę i Luda przez chwilę myślała, że ją uderzy. Oleg wykonał gwałtowny zamach, lecz w porę się zatrzymał, jego ręka wisiała w powietrzu, jakby walczył sam ze sobą.
„Ty… ośmieliłeś się mnie zniesławić!” – krzyknął, a jego oczy błyszczały ze złości. – Myślisz, że pozostawię to bez kary? Jesteś zwolniony! Zwolniony, słyszysz? Ty sam przypełzniesz do mnie na kolanach, gdy nie będziesz miał czym nakarmić swojej córki! I jeszcze zastanowię się, czy ci wybaczyć.
Luda z trudem powstrzymywała łzy, ale w drodze do domu dała im upust. Zrozumiała, że w porę odzyskała rozum. Życie z taką osobą byłoby nie do zniesienia. W końcu ukazała się jego prawdziwa natura i cieszyła się, że udało jej się ją zobaczyć, zanim sprawy zaszły za daleko.
Później tego samego dnia Luda udała się na plac budowy, na którym pracował Witalij. Wokół było głośno i duszno, ludzie w szorstkich mundurach byli zajęci pracą. Rozejrzała się i wkrótce zauważyła Witalija. Wyglądał na zmęczonego, ale skupionego, gdy pochylił się i ułożył cegły w rzędzie. Zauważywszy Lyudę, najpierw zamarł, a potem powoli się wyprostował, ocierając pot z czoła.
- Mila… Co tu robisz?
Podeszła bliżej, trochę zawstydzona jego spojrzeniem, ale zdeterminowana.
„Myślałam o tym, co wczoraj powiedziałeś” – zaczęła. – Że nic nie można zwrócić. Myślę, że zawsze jest szansa i wierzę, że wszystko można zmienić, jeśli jest chęć.
Witalij zamarł, trawiąc jej słowa. Patrzył na nią długo, jakby nie wierząc w to, co słyszy.
– Mila, ja… – zaczął, ale umilkł, zaciskając pięści. – Zrobię wszystko. Wszystko po to, abyś Ty i Twoja córka niczego nie potrzebowali. Nie zawiodę Cię ponownie.
Dwa lata minęły niepostrzeżenie. A kiedy Witalij wrócił jako wolny człowiek, Luda poczuła, że jej dusza stała się lżejsza. Teraz czekały na nich nowe horyzonty, w których nie byłoby żalu ani strachu, a jedynie radość i miłość, która pomoże im w każdych przeciwnościach losu.