Klucz do innego życia.

… za jego szerokim ramieniem, w drzwiach powoli pojawiła się inna sylwetka. Kobieta.

Była niska, miała na sobie prostą, ciemną sukienkę, a jej twarz, początkowo niewyraźna w półmroku holu, powoli nabierała kształtu, gdy niepewnie zrobiła krok do przodu. Długie, ciemne włosy, nieznane rysy twarzy, oczy, w których malowała się ta sama mieszanka poczucia winy i niezręczności, którą przed chwilą widziałam w oczach Marka. Powietrze, które i tak było gęste, stało się całkowicie duszące. Ten klucz… i ta sylwetka… wszystko połączyło się w jedno ostre, przenikliwe przeczucie.

Spojrzałem na Marka, potem na nią i znów na Marka. Słowa utknęły mi w gardle. Kto to jest? „Wyszeptałam ledwie słyszalnie, ale dźwięk mojego głosu zdawał się grzmieć w dzwoniącej ciszy kuchni.

Mark przełknął ślinę, a jego twarz zrobiła się szara. – Anya, to jest… – zaczął, ale kobieta mu przerwała. Jej głos był cichy, ale spokojny.

„Witaj, Anno” – powiedziała, patrząc mi prosto w oczy, a w jej oczach pojawiło się coś na kształt współczucia, co sprawiło, że zadrżałem. Mam na imię Lisa.

Lisa. I ten klucz. Klucz do „miejsca, w którym myślał, że może się ukryć, gdzie nie może być sobą”. Obraz nabrał kształtu z przerażającą, mrożącą krew w żyłach prędkością, wypalając każdy jego element w mojej świadomości. Nie jest to studio. To nie jest hobby. Miejsce. Inne życie. A ta kobieta jest jej częścią.

Poczułem, że grunt usuwa mi się spod stóp. Zimny ​​metal klucza w mojej dłoni nagle wydał mi się nie do zniesienia, jak ołów. Mark spojrzał to na mnie, to na Lisę, nerwowo bawiąc się brzegami kurtki. Czekałem. Czekałem, aż zaprzeczy. Że to jakieś szalone nieporozumienie. Że Lisa była jego nową koleżanką, która przyjechała w ważnej sprawie, a kluczem… kluczem do magazynu ze sprzętem, do wszystkiego, tylko nie tego, o czym krzyczały wszystkie moje zmysły.

Ale on milczał. Lisa również milczała. Ich milczenie było głośniejsze niż jakiekolwiek słowa, było ogłuszające, runęło na mnie niczym mur niewypowiedzianej prawdy. Zaparło mi dech w piersiach. Poczułem, że moja twarz płonie, chociaż na zewnątrz prawdopodobnie wyglądałem na lodowatego.

„Mark” – wydusiłem w końcu z siebie, tym razem głos był stanowczy, pozbawiony drżenia, nawet mnie wydawało się, że mówi ktoś inny. – Ten klucz… jest do jej mieszkania? Z Twojego… miejsca?

Mark na chwilę zamknął oczy, po czym powoli skinął głową. Był to prawie niezauważalny ruch głowy, ale stał się wyrokiem śmierci. Wyrok za nas, za naszą historię, za wszystkie lata spędzone razem.

Poczułem, że coś we mnie pęka. Nie krzykiem, nie bólem – tylko cichym, ostatnim kliknięciem, niczym przepalona żarówka. Wydawało mi się, że całe moje życie zostało zbudowane na piasku, a ten mały srebrny kluczyk w mojej dłoni okazał się tym ziarnem, które zniszczyło całą strukturę. Nie patrzyłem już na Marka ani na Lisę. Mój wzrok spoczął na kluczu. Był mały, niepozorny, ale skrywał tajemnicę, która zniszczyła moją teraźniejszość i ukradła moją przyszłość.

Puściłem palce i klucz upadł na kuchenny blat z krótkim, ostrym hukiem, przypominającym strzał z broni palnej. Odbił się i upadł na podłogę, znikając pod niską szafką. Nie schyliłem się, żeby go podnieść. Nie miało to już sensu. Po prostu stałam pośrodku naszej kuchni, skąpana w ostrym świetle, między mężczyzną, którego już nie znałam, a kobietą, której nigdy nie chciałam poznać, i poczułam, jak chłód nieznanego metalu ustępuje miejsca lodowatej pustce w moim wnętrzu. W kuchni znów zapadła cisza, ale tym razem nie słychać było bicia mojego serca ani pędzącego pociągu, lecz odgłos waliącego się świata.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *