Barszcz, sprzątaczka i granice: jak broniłam swojego prawa do szacunku

.. kiedy zobaczyłam ceny w restauracji, zamurowało mnie. Zamówiłem najtańsze danie i starałem się nie patrzeć na menu. Przez cały wieczór czułem się nie na miejscu. Zhenya zdawała się niczego nie zauważać albo udawała, że ​​nie zauważa. Opowiedział mi coś zabawnego, z namysłem zaproponował, że spróbuje swojego dania i nalał wody do mojej szklanki. Zaczerwieniłam się i poczułam zawstydzenie. Bałam się, że wyjdę na wieśniaczkę, że dostrzeże, jak bardzo różnimy się od siebie i pochodzimy z różnych światów.

Ale ku mojemu zdziwieniu Żenia okazała się być zaskakująco wrażliwa. Gdy siedzieliśmy w parku po kolacji, nagle spojrzał mi poważnie w oczy.
„Masza, widzę, że coś cię trapi. Czy to przez ceny w restauracji?”
Skinęłam głową, nie mogąc wykrztusić ani słowa.
Uśmiechnął się swoim ciepłym, szczerym uśmiechem. „Słuchaj, nie obchodzi mnie, ile masz pieniędzy. Mam ich już dość. Ważne jest to, kim jesteś. Prawdziwy. Naprawdę lubię spędzać z Tobą czas. Jeśli nie czujesz się komfortowo w takich miejscach, możemy pójść gdziekolwiek. Do parku, do kawiarni, do kina. Najważniejsze jest, żeby być razem”.
W tym momencie zdałem sobie sprawę, że spotkałem wyjątkową osobę. Mężczyznę, który widział mnie, a nie mój portfel czy moje pochodzenie.

Nasza relacja rozwijała się szybko. Żenia nie ukrywał, że jego rodzina jest bardzo bogata, ale nigdy się tym nie obnosił. Wręcz przeciwnie, był dumny, że sam na siebie zarabia, że ​​ojciec nie tylko zapewnił mu miejsce w domu, ale też nauczył go pracować i wymagał od niego jak najwięcej. Docenił moją pracę i skromność. Często powtarzał, że ma już dość „sztucznych” dziewczyn w swoim otoczeniu.

Pierwszym poważnym testem było spotkanie z rodzicami. Siergiej Iwanowicz okazał się dokładnie taki, jak opisał go Żenia – mądry, z żywym poczuciem humoru, z absolutnie prostym stosunkiem do ludzi. Pytał mnie o moich rodziców, o to, jak się uczyłam, o to, jak trafiłam do tego miasta. Słuchał uważnie, kiwał głową i odczułem, że był szczerze zainteresowany. Wychodząc, uścisnął mi serdecznie dłoń i powiedział do Zhenyi: „Dobry wybór, synu. Dbaj o nią”.

Ale Marina Giennadiewna… Jej spojrzenie dosłownie przesunęło się po mnie, oceniając mnie, a potem natychmiast skreślając. Moje skromne, ale czyste ubrania. Moje dłonie są trochę szorstkie od dodatkowej pracy. Mówiłam cicho, bo bałam się, że powiem coś niewłaściwego. Wszystko to zostało odnotowane i najwyraźniej uznane za „niewłaściwe”.
„Co robią twoi rodzice?” „Zapytała tonem, jakby spodziewała się usłyszeć coś wstydliwego.
Odpowiedziałem szczerze. Nauczyciel. Agronom. Wieś.
Marina Gennadievna zacisnęła usta. „To jasne”. I temat został zamknięty. Koniec pytań o moje życie, moje zainteresowania, moją pracę. Mówiła tylko o Zhenyi, o jego osiągnięciach, o żonie, którą *spodziewała się* zobaczyć obok niego. Czułem się jak eksponat z czyjegoś muzeum, który przypadkowo trafił do niewłaściwego pokoju.

Po tym spotkaniu Marina Giennadiewna rzadko kiedy nie korzystała z okazji, żeby przypominać mi o moim „miejscu”. Na weselu, na którym byli moi rodzice, ledwo zdobyła się na uśmiech, gdy ich powitała, i przez cały czas trzymała dystans. Moja mama czuła się potem bardzo niezręcznie. Później, gdy już mieszkaliśmy osobno, mogła zadzwonić i, nie mówiąc „dzień dobry”, zacząć: „Masza, Żenia mówiła, że ​​dobrze gotujesz barszcz. Przyjdź jutro na obiad i ugotuj nam swój barszcz. „W przeciwnym razie mój asystent zachorował, nie ma nikogo, kto mógłby pomóc”. Albo: „Masza, muszę przesadzić doniczki w szklarni, trochę bolą mnie plecy. Żenia mówiła, że ​​lubisz pracować z ziemią, prawda? „To tak, jakbyś wspominał swoje dzieciństwo spędzone na wsi”.

Na początku Żenia próbowała załagodzić sytuację. „Mamo, Masza ma swoją pracę, swoje rzeczy do zrobienia” – powiedział cicho. Ale mama nie słuchała. Postrzegała mnie jako wygodną, ​​darmową siłę roboczą, synową, która powinna być wdzięczna za to, że w ogóle została przyjęta do takiej rodziny.

A oto dzisiejsze wezwanie. „Synu, powiedz żonie, żeby przyszła, potrzebuję sprzątaczki”. Nie „pomoc w sprzątaniu”, ani „masz chwilę czasu, Maszo”. Mianowicie „czystszy”. W tonie rozkazującym, poprzez Żenię, jakbym nie był człowiekiem, lecz służącym, któremu można wydawać polecenia przez telefon. A Żenia, zmęczony po pracy, po, jak się zdaje, kolejnej porcji „pouczeń” matki, po prostu wrócił do domu i zapragnął ciszy.

Opadł na sofę i się przeciągnął. „Dziś znowu coś nie tak z mamą… Wpadłam do niej, cały wieczór narzekała, że ​​za mało z nią czasu spędzam, że mogłabym ją częściej odwiedzać…”
Podeszłam do niego, usiadłam obok, głaszcząc go po włosach. „Poprosiła mnie, żebym do niej przyszła… jako sprzątaczka.”
Żenia gwałtownie usiadła. Jego oczy, zwykle łagodne i zmęczone, rozbłysły. „Co?! „Czy ona właśnie to powiedziała?”
Skinąłem głową.
„Cóż, powiedziałem jej to!” Powiedziałem jej, żeby się tak nie zachowywała! Nie jesteś jej służącą! Jesteś moją żoną! Podskoczył i zaczął chodzić po pokoju. „To przekracza wszelkie granice! Za każdym razem to samo! Teraz gotuj barszcz, teraz pomóż w szklarni, a teraz zostań sprzątaczką! Czy ona w ogóle nic nie rozumie?!»
Jego złość skierowana była nie na mnie, ale na jego matkę, a to było ważne. Widział problem, rozumiał, jak bardzo było to dla mnie trudne.

„Mash” – Zhenya stanął przede mną i wziął moje dłonie w swoje. „Przepraszam. Ponieważ moja matka traktuje cię w ten sposób. Ja… nie wiem, jak ją powstrzymać. Jej ojciec jej to mówi, ale ona go nie słucha. To wywiera presję na mnie, wywiera presję na moje współczucie…” Wyglądał na zagubionego. Po raz pierwszy widziałem go w takim stanie – nie jako silnego, pewnego siebie mężczyznę, ale jako zagubionego syna, który kocha swoją matkę, lecz nie potrafi pogodzić się z niesprawiedliwością, jaką wyrządza kobiecie, którą kocha.

Napięcie w powietrzu rosło. Spojrzałem na niego, na jego zmęczoną, ale zmartwioną twarz. Zrozumiałem, że to nie tylko mój problem. To jest jego problem, jego rodziny. I coś musi się zmienić.

„Żenia” – zacząłem cicho, a mój głos zabrzmiał bardziej równomiernie, niż się spodziewałem. „Kocham cię. I kocham twojego ojca. Jest wspaniałą osobą. Ale z twoją matką… nie mogę już tego robić. Każdy telefon od niej, każda prośba jest jak policzek. Ona nie widzi we mnie człowieka. Widzi… to, co widzi”. Zatrzymałem się, żeby zebrać odwagę. To było trudne, ale wiedziałem, że muszę to powiedzieć. „Nie pójdę do niej posprzątać. I nie chcę już być jej nieopłacaną asystentką ani dziewczyną na posyłki, która musi udowadniać, że jest ciebie warta”.

Żenia słuchał nie przerywając. Jego spojrzenie było skupione na mnie.
„Wiem, że to twoja mama. I nie proszę cię, żebyś wybierał. Ale proszę cię… żebyś mnie chronił. Albo przynajmniej wspierał moją decyzję. Jeśli będę dalej spełniał jej żądania, to nigdy się nie skończy. Ona mnie upokorzy, a ja to zniosę dla dobra pokoju w rodzinie. Ale jaki świat? Co jeśli zatracę się w tym procesie?

W pokoju zapadła cisza, przerywana jedynie tykaniem zegara. Żenia skinęła głową powoli. W jego oczach widać było mieszankę bólu, zrozumienia i, jak się zdawało, rodzącej się determinacji.

„Masz rację, Masza” – powiedział w końcu niskim, ale stanowczym głosem. „Absolutnie słusznie. To nie jest pokój, to kpina. I nie pozwolę jej zrobić tego ponownie. Ani z tobą, ani… ani z nami.” Podszedł do mnie i mocno mnie przytulił. „Porozmawiam z nią sam. Porozmawiam poważnie. A jeśli ona nie zrozumie… To znaczy, że będziemy się mniej komunikować. Nieważne, jak trudne to będzie”.

Przytuliłam się do niego i poczułam, jak ciężar spada mi z ramion. Nie oznaczało to jednak, że problemy magicznie znikną. Marina Giennadiewna nie zmieni się w ciągu jednego dnia. Ale teraz wiedziałem, że nie jestem sam w tej walce. Że Zhenya jest po mojej stronie. I że nie muszę już udawać i znosić upokorzeń. Byłam Maszą, żoną Żeni, i miałam prawo do szacunku. I dla dobra tego szacunku, dla dobra naszej przyszłości, byłem gotów stanąć twardo na swoim. Nawet jeśli oznaczało to otwarty konflikt. Zmęczenie Żeni, jego słowa, moja determinacja – wszystko to stało się początkiem nowego etapu. Etap, na którym wspólnie będziemy budować nasze granice.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *