Poranna zemsta

…Następnego ranka obudziłam się godzinę przed dźwiękiem budzika. Dom nadal spał. Cicho wyszłam spod koca, starając się nie obudzić Pawła i Wiktora, którzy chrapali, każdy w swoim kącie naszego ciasnego pokoju. Serce waliło mi jak szalone – albo ze strachu, albo z oczekiwania.

Ostrożnie przeszłam obok ich łóżek. Plecaki przygotowane do szkoły wisiały na oparciach krzeseł, buty stały pod ścianą. Cicho, tak aby ani jedna deska podłogi nie skrzypnęła, podszedłem do plecaków. Wyjąłem tablet Pavlina – nie rozstawał się z nim ani na chwilę, bawił się nawet pod kocem. Od Vitki – jego ulubionego kolekcjonerskiego samochodu w pudełku, z którym spał jak z talizmanem. Te rzeczy nie były warte tyle samo, co mój zegarek czy Xbox, ale dla nich znaczyły bardzo wiele.

Potem zakradłem się do mojego starego pokoju. Teraz był to jasno oświetlony, dziewczęcy świat Poliny, z plakatami na ścianach i porozrzucanymi wszędzie ubraniami. Na toaletce stał jej ulubiony, drogi głośnik, z którego nieustannie płynęła muzyka. Wziąłem to.

Z łupem w rękach zszedłem do piwnicy. Zimne i przesiąknięte wilgocią, stało się teraz miejscem przechowywania mojej przeszłości. Pudełka z moimi książkami, złożony teleskop, stara gitara. Wsadziłem tablet Pawła głęboko pod pudło z podręcznikami do historii, maszynę do pisania Wiktora ukryłem za teleskopem, a głośnik Poliny pod górą złożonych koców.

W całkowitej ciszy wróciłem do naszego pokoju, położyłem się z powrotem do łóżka i zamknąłem oczy. Czekałem.

Poranek rozpoczął się krzykami.

– Gdzie jest mój tablet?! – krzyknął Paweł.
– Mój samochód! Gdzie jest mój samochód?! – wył Wiktor.
– Moja kolumna! Jej tu nie ma! – Głos Poliny odbił się echem z mojego dawnego pokoju.

Słychać było tupanie nogami i trzaskanie drzwiami. Macocha i ojciec próbowali ich uspokoić, pytając, gdzie mogą zostawić swoje rzeczy.

– Była TUTAJ! Na stół! – krzyknęła Polina, mając na myśli MÓJ stary stół.
– Włożyłem to do plecaka! Zaginął! – jęknął Paweł.
– ONA SPAŁA ZE MNĄ! – ryknął Wiktor.

Ojciec wszedł do naszego pokoju i spojrzał na nas. Udawałam, że właśnie się obudziłam, mrugając sennie.

– Nic nie widziałeś? – zapytał surowo.
„Nie, tato, dopiero co się obudziliśmy” – odpowiedziałem, starając się, aby mój głos brzmiał naturalnie. Paweł i Wiktor, z czerwonymi od krzyku twarzami, również pokręcili głowami.

Chaos trwał nadal. Spóźnili się do szkoły i szukali wszędzie. Macocha była zdenerwowana, ojciec narzekał. W końcu musieli wyjść bez klejnotów – źli, zdenerwowani i patrzący na siebie podejrzliwie.

Gdy drzwi się zamknęły, w domu zapadła cisza, niezwykła po porannym cyrku. Zostałem sam w ciasnym, dziwnym pokoju, w którym leżały dwa puste plecaki.

Zabrali mi przestrzeń, rzeczy, pieniądze i spokój ducha. Powiedzieli, że ofiarą jest rodzina. Cóż, dziś rano po raz pierwszy zaznali smaku prawdziwej ofiary. Po raz pierwszy od dłuższego czasu nie czułam się w tym domu obco. Poczułem się… panem sytuacji. A to był dopiero początek.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *