- Tutaj! — sapnęła. – Tutaj on to ukrywa!
Podszedłem bliżej. Szuflada się otworzyła i w środku zobaczyłem nie stos dokumentów, jak się spodziewałem, ale… stary, podarty skórzany album lub szkicownik. Obok leżało opakowanie poczerniałych ołówków.
- O co chodzi, kochanie? „Zapytałem, choć moje serce było już ściśnięte przeczuciem.
Nastya ostrożnie wzięła album i podała mi go.
- Patrzeć! powiedziała, otwierając książkę na pierwszej stronie.
I wtedy to zobaczyłem. Zobaczyłem coś, co wyjaśniło mroczne rysunki mojej córki. To nie były tylko szkice. Był to świat pełen cieni, ostrych kątów i przytłaczającej ciemności. Drzewa niczym powykręcane palce wystające z czarnej ziemi. Domy bez okien, spowite chmurami dymu. Postacie ludzkie… nie, raczej sylwetki, zamrożone w przerażeniu lub uciekające przed czymś niewidzialnym, z wykrzywionymi grymasami i pustymi przestrzeniami zamiast twarzy. Kolory to wyłącznie czerń, szarość, ciemny burgund, z rzadkimi plamkami trującej zieleni lub brudnego błękitu.
Przewracałam strony, a z każdym nowym obrazem ciemność gęstniała, wnikając pod moją skórę. Nie były to rysunki artysty, lecz krzyki bólu, strachu, rozpaczy, zamrożone na papierze. Niektóre obrazy były tak niepokojące, że chciałem zamknąć oczy. Obok nich znajdowały się niekiedy krótkie, nieczytelne notatki – fragmenty fraz, pojedyncze słowa, daty.
„…znów ten sen…”
„…zimno. zawsze zimno…”
„…spojrzał…”
„…ból nie ustępuje…”
Zrozumiałem. Mój mąż. Ten silny, spokojny, uśmiechnięty mężczyzna, głowa rodziny, który snuł plany na przyszłość i śmiał się z dziecięcych żartów… on skrywał tę otchłań w sobie. Ten świat bólu i strachu, który ukrywał przed wszystkimi.
A moja mała Nastya, podczas swojej niewinnej eksploracji biura taty, natknęła się na tę kryjówkę. Nie rozumiała słów, ale widziała obrazy. Poczułem energię, która od nich emanowała – energię strachu, samotności, ciemności. I jak każde dziecko zaczęła odzwierciedlać w swojej pracy to, co widziała i czuła. Jej radosne słońca i kwiaty zastąpiły cienie i niespokojne postacie, ponieważ jej dziecięcy świat został tymczasowo zamieszkany przez dorosłą, ukrytą ciemność jej ojca.
Zamknąłem album. Moje ręce się trzęsły. Spojrzałem na Nastię, która z ciekawością obserwowała moją reakcję. W jej oczach nie było strachu, tylko dziecinne pytanie: „Mamo, widziałaś? „Rozumiesz?”
Przytuliłem ją bardzo mocno. Pachniała ciepłem i dzieciństwem, zapachem miodowych ciastek i kolorowych kredek. Ale za jej plecami zaczął się pojawiać cień, nie jej własny, lecz cień mężczyzny, którego znałam lepiej niż kogokolwiek innego na świecie.
Nie wiedziałem, co dokładnie oznaczają te rysunki i notatki. Jaki rodzaj traumy lub bólu się za nimi kryje. Ale wiedziałam jedno: życie, które uważałam za stabilne i harmonijne, właśnie się rozpadło. Między mną a moim mężem pozostała teraz ta mroczna, niewypowiedziana tajemnica. I nie mogłem już udawać, że jej nie ma. Moja czteroletnia córka, nie wiedząc o tym, otworzyła drzwi do przeszłości i duszy swego ojca, drzwi, przez które ciemność wkroczyła do naszego życia. I ta ciemność zmieniła wszystko. Musiałem dowiedzieć się, jak głęboka jest ta otchłań i czy nasza rodzina wytrzyma prawdę, która okazała się straszniejsza niż jakiekolwiek rysunki dzieci.