- Siemionowna, nie wiesz? – zapytał zdziwiony sąsiad.
Maria Siemionowna podniosła zmieszane oczy.
„Wygląda na to, że Wasia nie miała czasu się zgłosić”. A może list zaginął.
- Jaki list, Siemionowna? Teraz każdy ma telefon. Powinien pocałować Twoje stopy za to, co dla niego zrobiłaś. I bierze ślub!
Sąsiadka z trudem powstrzymywała złość, przypominając sobie, co robił syn jej przyjaciółki Marii. Siedem lat temu jej bezużyteczna Wasia, która nie wyróżniała się w życiu dobrymi uczynkami, włamała się do miejskiego sklepu, gdzie wybiła szybę, okradła i wyszła. Wrócił do wsi do matki, gdzie zatrzymała go policja.
Maria Siemionowna szybko zorientowała się, co się dzieje, i wzięła na siebie całą winę. Dostała cztery lata, które stały się dla niej zupełnie odrębnym życiem.
Na początku Wasia odwiedziła ją, zapewniła, że jest jego najdroższą osobą i zawsze przy niej będzie. To prawda, że podczas ostatniej wizyty, zakrywając oczy, zapytał, czy może znaleźć pieniądze.
- W co się znowu wpakowałeś, synu? – zapytała płacząc.
- Nieważne co. Po prostu życie jest drogie, rzeczy są drogie.
„I znalazłbyś pracę i miałbyś dość życia”.
— Pracujesz codziennie od rana do wieczora? Nie, dziękuję. Niech inni tak żyją.
- A co bez pieniędzy?
- Sprzedam dom. Podpisz papiery, a kiedy wrócę, zamieszkam w chatce mojego dziadka. Po więzieniu nawet chata będzie dla ciebie szczęściem.
Maria nie podpisała dokumentów. Jak bardzo Wasya wtedy na nią krzyczała! Dobrze, że nikt nie usłyszał. A po jego odejściu zachorowała i trafiła do szpitala więziennego z zawałem serca. Lekarz był tam wspaniały, nawet się zaprzyjaźnili. Był trochę starszy od Marii i bardzo uważny.
Któregoś wieczoru, przed wypisem, zaczęli rozmawiać. Lekarz opowiedział o swoim życiu: wdowiec wychowujący córkę przy pomocy matki. I marzy o odejściu z pracy w szpitalu więziennym, bo córka wstydzi się swojego miejsca pracy.
Maria uśmiechnęła się smutno, rozumiejąc przez co przechodzą dla dobra swoich dzieci i opowiedziała swoją historię. Lekarz był zszokowany:
- Jak to? Powinien był zrujnować sobie życie, a nie twoje.
„W porządku, jest dla mnie praca w gospodarstwie”. I dopiero zaczyna żyć. Daj Boże, żeby opamiętał się.
Wasia nigdy więcej do niej nie przyszła. Po wyjściu na wolność dowiedziała się, że znalazł pracę. Nie znałam szczegółów, ale regularnie dostarczał matce zakupy spożywcze.
- Dlaczego tak mu pobłażasz, Siemionowna? – Nikołajewna była oburzona. – To duży facet, niedługo skończy trzydzieści lat, a ty wciąż go ciągniesz.
- Nikołajewna, nie opowiadaj bzdur. Dopóki starczy mi sił, pomogę. A gdy nie mam już sił, on mi pomoże.
- Możesz oczekiwać pomocy od swojej Wasi… On może tylko sprawić kłopoty.
Maria siedziała i zastanawiała się, jak jej syn mógł nic nie powiedzieć o ślubie.
„No cóż, podpisałabym i wszystko byłoby dobrze” – pomyślała Maria Siemionowna – „ale potem jest wesele w restauracji”. Może prosił kogoś, żeby to powiedział, ale zapomniał, a jego syn nie miał z tym nic wspólnego.
Pospiesznie zaczęła się przygotowywać, starając się mieć czas na wybranie wszystkich pieniędzy, aby dać młodym ludziom prezenty.
„W przeciwnym razie nie będę miała czasu” – spieszyła się, biegając szybko po pokoju.
Nikołajewna westchnęła:
- Tak, powinieneś chociaż trochę zostawić dla siebie, w przeciwnym razie będziesz musiał później poprosić o pożyczkę.
Maria Siemionowna, przeglądając rzeczy w szafie, odwróciła się:
„Przestań mnie uczyć, powiedz mi, czy masz porządne buty?” Wygląda na to, że mamy ten sam rozmiar.
- Tak, kochanie. – Nikołajewna uśmiechnęła się. – Przyniosę wieczorem. Nie kupujesz niczego dla siebie, wszystko jest dla Twojej Vaski.
Rano Maria zdała sobie sprawę, że nie będzie spać. Jak mogła spać spokojnie, skoro jej syn się żenił? Wstałam o piątej rano i wszystko jeszcze raz sprawdziłam. Ubrania nadal jej odpowiadały i nie wyglądały gorzej niż miejskie damy.
Zebrawszy torbę smakołyków, z trudem zaciągnęła ją do autobusu. Kierowca zapytał:
— Czy zapłacisz za miejsce na bagaż?
- Nie próbuj psuć mi nastroju. – Maria się roześmiała. – Idę na ślub mojego syna.
Tolik, znajomy kierowca, uniósł brwi.
- Co, Vaska zdecydowała się wyjść za mąż? Dlaczego nie spotkałeś się z mamą lub przynajmniej nie wysłałeś jej taksówki?
„Po co mi taksówka, sama dojadę” – machnęła ręką. „Ma wiele do zrobienia, nie jesteśmy mali”.
Maria Siemionowna usiadła przy oknie i nie mogła się doczekać spotkania z nowożeńcami. Zastanawiam się, jaką żonę ma jego syn – prawdopodobnie dobrą i piękną, w przeciwnym razie Wasya by jej nie wybrała. Kołysząc się w autobusie, zapadła w drzemkę, ale wkrótce została delikatnie obudzona.
- Ciociu Mash, obudź się!
- Panie, czyż nie zaspałem!
„Dotarłem na dworzec autobusowy, gdzie masz jechać” – zapewnił ją Tolik.
Wyjęła kartkę z adresem i godziną otwarcia restauracji.
„Niedaleko” – powiedziała sobie. – Będę miał czas na gratulacje.
Przed drzwiami restauracji Maria zatrzymała się podekscytowana i zebrawszy się na odwagę, weszła. Administrator od razu podszedł do niej i choć Maria była trochę zawstydzona, poczuła się stosownie.
Sala restauracyjna była pełna – około trzydziestu osób, wszyscy w błyszczących strojach. Jej sukienka, choć piękna, nie była tak szykowna jak pozostałe.
— Jak mogę cię przedstawić? – zapytał administratora.
„Jestem matką Wasi, panem młodym” – odpowiedziała zawstydzona.
Administrator zniknął na chwilę, by powrócić kilka sekund później.
- Kilka minut, proszę.
Wtedy Maria zobaczyła syna – przystojnego, inteligentnego. Na chwilę ich spojrzenia się skrzyżowały, a Wasia zbladła, szepnęła coś pannie młodej i pospieszyła do matki.
- Dlaczego tu jesteś, mamo? Kto do ciebie zadzwonił?
„Wasiu, przyszłam na twój ślub…” – była zdezorientowana.
Wasilij, zwracając się do administratora, zaczął krzyczeć:
-Kto ją tu wpuścił? Mówiła, że jest mamą, ale czy w to uwierzyliście?
– Przepraszam – odpowiedział zdezorientowany. – Ale… ona jest twoją matką…
- I co? Tak, nie miałem szczęścia do mojej matki. Nie wybieramy rodziców, ale ona jest… ona jest skazańcem. Gdzie pozwolisz jej usiąść ze wszystkimi do stołu?
Wokół zebrali się wszyscy goście. Wasia wrzała, machała rękami, zwracając na siebie uwagę.
- Zhańbiła mnie! „Z rozpaczą chwycił się za głowę. „Nie mogę zaakceptować jej czynu, czynu osoby, która przekroczyła prawo. Nie chcę, żeby jej cień padł na mnie. Odejdź mamo, nikt na ciebie tu nie czekał, nie rujnuj życia mojego i swojego. Nigdy nie będę taki jak ty.
Otaczający tłum pokiwał głowami ze zrozumieniem.
Maria, zszokowana słowami syna, cofnęła się, nie czując oddechu. Jej serce zaczęło bić jak wtedy, gdy czuła się niedobrze w więzieniu. Potknęła się o torbę i prawie upadła, gdyby nie silne ręce w pobliżu.
„Usiądź” – powiedział głos obok niej.
Okazało się, że był to lekarz więzienny, ta sama osoba, która ponownie była w pobliżu.
- Wiesz co jest najgorszą rzeczą w życiu? – powiedział wszystkim. – Zdrada. Ale jeszcze gorzej jest stale zdradzać tego, który dał ci życie, swojego rodzica. Wasilij, szczerze mówiąc, nie od razu cię polubiłem. Postanowiłam nie wtrącać się, bo moja córka Cię kocha, ale teraz nie mam zamiaru milczeć. Traktowanie matki w ten sposób tylko po to, by samemu prowadzić słodkie życie, nie jest dobre. Opowiesz mi, jak to wszystko się stało, czy też mi opowiesz?
Wasilij cofnął się, wyglądał na zdezorientowanego. Panna młoda zatrzymała się obok ojca, patrząc na niego ze strachem.
Lekarz mówił dalej:
„Twoja matka, Wasilij, wzięła odpowiedzialność za okrucieństwa, które popełniłeś ty, a nie ona.
Pół godziny później Maria Siemionowna znalazła się w gabinecie dyrektora restauracji, ten sam lekarz był w pobliżu.
„Nigdy bym nie pomyślał, że spotkamy się ponownie i w takich okolicznościach” – powiedział.
„Wszystko zrujnowałam…” – szepnęła gorzko Maria. – Dlaczego przyszedłeś?
Mężczyzna uderzył pięścią w stół.
- Dlaczego nie kochasz siebie tak bardzo? Wychowałaś syna, który niestety taki był. Twoje życie jest wyczynem, za twojego życia powinien zostać ci postawiony pomnik, a ty obwiniasz siebie.
„Nadal zrujnowałam życie Wasi” – westchnęła. „Płacze teraz na ramieniu swojej żony”.
„Nie wiem, co zdecyduje moja córka, ale mam nadzieję, że wie, co robi”.
-Mogę iść? – zapytała.
„Zabiorę cię” – zaproponował lekarz.
- Nie, musisz tu być.
- Kto to powiedział? „To ja zdecyduję, gdzie powinienem być” – odpowiedział stanowczo.
Do domu dotarliśmy późnym wieczorem samochodem. Michaił, bo tak nazywał się lekarz, zgasił silnik i z uśmiechem spojrzał na Marię:
- Cokolwiek by nie powiedzieć, nasze dzieci dzisiaj pobrały się. Mam ze sobą wspaniałe wino. Może powinniśmy świętować?
Maria przypomniała sobie stare powiedzenie i roześmiała się:
- Świetny pomysł! Teraz będę cię uraczył tak pysznymi rzeczami, czegoś takiego jeszcze nie próbowałeś!
Byli pochłonięci rozmową przy pysznym jedzeniu i nawet nie zauważyli, jak zrobiło się jasno. Na stole znajdowały się wszystkie lokalne przysmaki, o jakich można marzyć.
„Wydaje mi się, że wkrótce pęknę” – zaśmiał się Michaił. „Nigdy nie myślałam, że jedzenie smalcu z kwaśną śmietaną i picie wina będzie takie wspaniałe!”
„Pomóż sobie, a pościelę ci łóżko na sofie” – zasugerowała Maria Michaiłowi. — Ranek już blisko, świt we wsi – warto to zobaczyć!
„Nigdy nie widziałem wschodu słońca w wiosce” – odpowiedział Michaił. – Wyjdźmy na zewnątrz.
Maria poczuła coś dziwnego, jakby na krótki czas przywrócił jej oddech młodości. Razem stali przy bramie i patrzyli, jak niebo stopniowo się rozjaśnia i gasną gwiazdy.
Pod dom podjechał samochód.
- Tato, gdzie poszedłeś? – z samochodu dobiegł kobiecy głos. „Postawiłem wszystkich na nogi, ale nie odebrałeś telefonu”.
Michaił odwrócił się z uśmiechem.
— Nowożeńcy przybyli. Tu, wśród piękna wsi, telefon nie jest potrzebny, córko.
Wasilij stał w pobliżu, nie śmiejąc się zbliżyć. Maria zwróciła się do niego z ironicznym uśmiechem:
- Co, synu, zapomniałeś drogi do domu?
Wasia podeszła i spojrzała w dół.
„Mamo, prawdopodobnie wszystko, co teraz powiem, będzie wydawać się pustymi słowami”. Ale dzisiaj dowiedziałam się, że będę mieć dziecko. Na początku byłam szczęśliwa, a potem pomyślałam… a co jeśli zrobi mi to samo, co ja tobie? Poczułam strach i wstyd. Jeśli możesz, spróbuj mnie zrozumieć. Postaram się już nigdy więcej nie dać Ci powodu do żalu, że jestem Twoim synem.
Przez chwilę panowała cisza, którą przerwał głos sąsiada:
- A wy jesteście tu od rana, Wasilij i jego żona! Co się stało?
Młoda żona Wasyi uśmiechnęła się:
- Nie, wszystko w porządku. Przyjechaliśmy po prostu kontynuować świętowanie. W domu Wasi, u jego matki. Przyjedziesz do nas?
Nikołajewna spojrzała na nią ze zdziwieniem, po czym przeniosła wzrok na Marię.
- Och, Siemionowna, wydaje się, że nadszedł czas, aby pogratulować ci tak dobrej synowej. Masz szczęście. Przyjdę i przyjdą wszyscy sąsiedzi. Mamy tu dobrych ludzi, takich jak Ty, wszyscy ich kochają. Powiedz jednej osobie, a wszyscy przyjdą i nie musisz do nikogo dzwonić!