– Ty… – jego głos załamał się z wściekłości. – Wiedziałeś? Wiedziała przez cały ten czas i milczała?
- Co powinienem był zrobić? – Głos Wasiliny Klimowej zaczął brzmieć histerycznie. – Mam ci powiedzieć, że nie jesteś mężczyzną? Że nigdy nie będziesz mógł zostać ojcem? Zaopiekowałem się tobą! A ten…
- Cóż, jesteś gotowy? – Polina mocno ścisnęła dłoń męża i spojrzała mu w oczy, szukając wsparcia.
„No dalej, nie zwlekaj” – Anton uśmiechnął się zachęcająco i lekko popchnął żonę do przodu.
Cała rodzina zebrała się przy świątecznym stole, aby uczcić urodziny babci Poliny. To właśnie ten moment wybrali na ważne ogłoszenie. Polina zamknęła na chwilę oczy, zbierając myśli. Trzy lata prób, dziesiątki wizyt u lekarzy, niekończące się badania i zabiegi – to wszystko zostało za sobą.
„Nasi kochani” – głos Poliny drżał z podniecenia. – Anton i ja chcemy podzielić się naszą radością. W końcu… – przerwała, ale mąż mocniej ścisnął jej dłoń. – Ogólnie rzecz biorąc, będziemy mieli dziecko!
Pierwsza podskoczyła mama Poliny:
- Córka! – pospieszyła, by przytulić ich oboje, nie kryjąc łez. – Wreszcie!
Gratulacje napływały ze wszystkich stron. Tylko Wasylisa Klimowna, siedząca u szczytu stołu, z jakiegoś powodu zbladła. Machinalnie wstała, żeby przytulić syna i synową, ale Polina czuła skórą, jak napięły się jej ramiona podczas uścisku.
„Gratuluję” – powiedziała sucho teściowa i natychmiast się odsunęła.
Anton niczego nie zauważył – promieniał szczęściem, przyjmując gratulacje. I Polina nagle zadrżała, jak z przeciągu. Czy jej się to wydawało, czy nie, w oczach Wasiliny Klimowej błysnęło coś na kształt gniewu?
Przez pięć lat wspólnego życia z Antonem Polina przyzwyczaiła się do tego, że mieli równy, spokojny związek z teściową. Bez większego ciepła, ale i bez konfliktu. Wasilina Klimowna zachowywała się powściągliwie i uprzejmie: przychodziła rzadko, tylko na zaproszenie, głównie na święta, dzwoniła raz w tygodniu, żeby zapytać o stan zdrowia syna, nie miała specjalnie nic do zarzucenia synowej, ale też nie rozmawiałem od serca do serca.
Nawet gdy para zaczęła myśleć o dzieciach i borykała się z niezrozumiałymi problemami, teściowa ograniczała się do standardowych sformułowań: „Nie martw się, wszystko ma swój czas” lub „Może powinniśmy iść do innego lekarza?” Polina była całkiem zadowolona z takiego związku – w końcu spokojny dystans był lepszy niż niekończące się wyrzuty i dokuczanie, o których często słyszała od znajomych.
Ale po ogłoszeniu rychłego uzupełnienia. Wydawało się, że Wasilina Klimovna zmieniła się w inną osobę. Jeśli wcześniej zachowywała się z dystansem, ale raczej przyjaźnie, teraz komunikacja prawie zniknęła. Połączenia ustały całkowicie. Podczas spotkań odwracała wzrok, odpowiadała monosylabami, a jeśli już wchodziła, to jakby pod przymusem – siedziała przez pięć minut, patrzyła w ścianę, a potem wychodziła. Po prostu odrzuca wszelkie pytania – mówią, presja jest szalona, nie ma czasu na wizyty.
Polina głowiła się – może w jakiś sposób obraziła teściową? Może powiedziała, że coś jest nie tak? Ale ona uparcie udawała, że wszystko jest w porządku, w jej oczach pojawiło się tylko coś nowego – pogarda lub złość. A im bardziej zauważalny stawał się brzuch synowej, tym bardziej zmieniała się Wasilisa Klimovna, jakby każde spojrzenie na zaokrąglony brzuch synowej sprawiało jej fizyczny ból.
Jednak przez większość czasu Polina nie miała czasu na zachcianki teściowej. Polina miała straszne mdłości aż do piątego miesiąca, a lekarze ciągle stwierdzali pewne nieprawidłowości w badaniach. Anton traktował żonę jak kryształ: rano przygotowywał herbatę imbirową na mdłości, masował spuchnięte stopy, a w środku nocy biegał po pikle. Matka Poliny też starała się być w pobliżu – przychodziła rano, przynosiła owoce i witaminy.
Potem było łatwiej, a zachowanie teściowej coraz bardziej niepokoiło Polinę.
„Tosh” – zdecydowała pewnego wieczoru Polina, „nie zauważyłaś, że twoja mama ostatnio dziwnie się zachowuje?”
- W sensie? – mąż podniósł wzrok znad laptopa.
- No cóż, zupełnie przestała do nas przychodzić. Nawet jeśli gdzieś cię zobaczymy, wygląda tak… wrogo.
– Chodź – Anton machnął na niego ręką. – Nie ma już dla nas czasu – zapisała się do chóru weteranów, potem te kursy komputerowe… Jest po prostu zajęta.
Polina pokręciła głową:
- Tu nie chodzi o bycie zajętym. Ona nas po prostu unika. Zwłaszcza ja. Dzwoniłam do Ciebie przynajmniej raz w tygodniu i pytałam, jak się masz. A teraz…
- Paul, dajesz się ponieść. Pewnie hormony…
Ale Poliny nie prowadzono. Z każdym miesiącem alienacja stawała się coraz bardziej zauważalna. Wasylisa Klimowna teraz nawet nie próbowała udawać, że wszystko jest w porządku. Podczas spotkań zacisnęła usta, mamrotała słowa przez zaciśnięte zęby, a jeśli już się odezwała, to tylko przy synu.
Komunikacja została wznowiona dopiero bliżej dziewiątego miesiąca, a potem w jakiejś dziwnej formie. Teściowa zaczęła skrupulatnie przesłuchiwać Polinę w sprawie szczegółów medycznych.
– Kiedy otrzymasz ograniczenie ruchu?
„Na początku października, piątego” – odpowiedziała Polina.
„Rozumiem” – powiedziała znacząco Wasylisa Klimowna i zamilkła.
To było bardzo denerwujące dla Poliny. Ale dlaczego nie odmówić odpowiedzi? Ale pytania trwały nadal.
– A byłeś w szpitalu w połowie stycznia, prawda? Pamiętaj, że nie było cię przez półtora tygodnia.
Polina z rezerwą skinęła głową. Nieprzyjemny strach narastał w mojej piersi. Wydawało się, że Wasylisa Klimowna coś zrozumiała, domyśliła się i teraz to sprawdza.
Róża pojawiła się w połowie jesieni – drobna, z puszystymi ciemnymi włosami i zaskakująco poważnym spojrzeniem. Anton nie zostawił córki na krok, wciąż się bał – a co jeśli coś będzie nie tak? A Polina tylko się uśmiechnęła, patrząc na męża. Okazał się dokładnie takim ojcem, o jakim marzyła – troskliwym, delikatnym, gotowym godzinami kołysać dziecko w ramionach.
Kiedy moja córka miała miesiąc, postanowiliśmy zorganizować imprezę poglądową. Zebrali wszystkich krewnych – zarówno Polinę, jak i Antona. Nakryliśmy do stołu i udekorowaliśmy mieszkanie. Mała Różyczka ubrana w koronkową sukienkę chrapała spokojnie w kołysce, nie przeczuwając, jaka burza rozpęta się nad jej maleńką główką.
Wasilina Klimovna pojawiła się ostatnia, gdy wszyscy już siedzieli przy stole. Weszła do środka i poczuła, jakby poczuł powiew zimnego powietrza. Polina natychmiast poczuła: zaraz eksploduje. Teściowa była blada, usta miała mocno zaciśnięte, a w rękach trzymała jakąś teczkę.
- Mamo, wejdź! – Anton wstał, aby go powitać. – Spójrz, jaka piękna jest twoja wnuczka! Wszystko w tobie jest tak samo poważne.
Wasilisa Klimovna nawet nie spojrzała na kołyskę. W milczeniu położyła teczkę przed synem i stała, górując nad stołem, jak jakiś surowy sędzia.
- Co to jest? – Anton ze zdziwieniem wziął teczkę w dłonie.
„Otwórz” – głos teściowej był suchy i szorstki. – Otwórz i zobacz, jaką rodzinę stworzyłeś. Którą… żonę wybrałeś?
Polina poczuła, jak ziemia ustępuje jej pod stopami. W pokoju zapadła dźwięczna cisza – tykał tylko zegar na ścianie, a mała Róża chrapała przez sen.
Anton powoli otworzył teczkę. Przejrzałem pierwszą stronę i zmarszczyłem brwi:
– Co to w ogóle jest?
- Werdykt dla twojej wędrującej żony! – Wasilina Klimovna uśmiechnęła się gorzko. – Oto wyniki pańskich badań. Pewnie nie pamiętasz, ale jako dziecko miałeś świnkę. Długo zabierałem cię do lekarzy. Wszyscy jednogłośnie powtórzyli – nigdy nie będziesz mieć dzieci.
Przez salę przebiegło zbiorowe westchnienie. Niektórzy krewni sapali, inni szeptali. A Polina… Polina się trzęsła. Dlatego moja teściowa zachowała się tak dziwnie. Dlaczego tak pilnie pytała o PDR i styczeń… Dlaczego patrzyła na mnie z taką wrogością?
Antonowi odebrało mowę. Patrzył w milczeniu na matkę. I setka pryskała mu w oczy, nie można było tego zrozumieć.
- Ona cię oszukuje! – Wasylisa Klimowna wskazała palcem w stronę Poliny. – Rozpieszczała dziecko na boku! A ty, głupcze, wierzyłeś, że to twoja córka!
„Tosh…” Polina wstała, ale nogi jej się ugięły i opadła z powrotem na krzesło.
„Usiądź teraz” – mruknęła teściowa. – Jest też badanie DNA. Pobrałem próbkę, kiedy spotkałem cię ze szpitala położniczego. Dziewczyna na pewno nie jest Antona.
Polina nie mogła tego znieść. Złapała śpiącą córkę i pobiegła do sypialni. Za nim trzasnęło przewrócone krzesło – to Anton podskoczył. Rose obudziła się i krzyknęła ze strachu.
– Ty… – jego głos załamał się z wściekłości. – Wiedziałeś? Wiedziała przez cały ten czas i milczała?
- Co powinienem był zrobić? – Głos Wasiliny Klimowej zaczął brzmieć histerycznie. – Mam ci powiedzieć, że nie jesteś mężczyzną? Że nigdy nie będziesz mógł zostać ojcem? Zaopiekowałem się tobą! A ten…
- Zamknąć się! – Anton w dwóch krokach znalazł się obok matki. – Masz pojęcie, przez co przeszliśmy? Ilu lekarzy widziałeś? Ile pieniędzy wydałeś? A ty wszystko wiedziałeś i milczałeś?!
- Ale dziecko…
- Tak, jest moja! – Anton wrzasnął tak głośno, że zatrzęsły się szyby. – Moja córka! Kiedy okazało się, że problemem jestem ja i że nie ma na to lekarstwa, zdecydowaliśmy się na zapłodnienie in vitro! Z materiałem dawcy! Bo chciałam mieć dziecko! Oboje tego chcieliśmy!
W pokoju zapadła martwa cisza. Tylko Polina płakała w sypialni, a Rosa płakała ze złości.
– Tam… – powiedział cicho Anton. – Wynoś się z mojego domu.
-Anton…
- NA ZEWNĄTRZ! – Uderzył pięścią w stół. – Aby twoich stóp już tu nie było! Nie tylko ukrywałeś przede mną prawdę o moim zdrowiu. Odegrałeś tę farsę na oczach wszystkich! Chciałeś zhańbić moją żonę i moją córkę! Wyjechać. Nie chcę cię więcej widzieć.
Wasylisa Klimowna zachwiała się i chwyciła się za serce:
- Synu, chciałem, żeby było lepiej… Myślałem…
„Tam” – powtórzył Anton ciszej. – Po prostu odejdź.
Gdy drzwi za teściową zamknęły się, w pokoju na długo zapadła cisza. Krewni powoli się rozchodzili, mamrocząc słowa pocieszenia i wsparcia. A Anton wciąż stał przy stole, patrząc na nieszczęsną teczkę, a po policzkach płynęły mu łzy – albo z urazy, albo z ulgi, że ten koszmar wreszcie się skończył.
Minął tydzień. Wasylisa Klimowna dzwoniła codziennie, ale Anton odrzucał telefony. Obserwowała go przy pracy – odwrócił się i odszedł w drugą stronę. Wysłałem wiadomości, ale usunął je bez przeczytania. Polina widziała, jak ciężka była ta przerwa dla jej męża, ale pozostał nieugięty.
Mała Różyczka, jakby czując napięcie w domu, zaczęła gorzej spać. Któregoś wieczoru, kołysząc córkę, Polina usłyszała, jak jej mąż rozmawia przez telefon w kuchni:
- Nie, mamo. Nie chcę o tym rozmawiać… Tak, wszystko rozumiem. Opiekowałeś się mną i nie chciałeś mnie denerwować. Ale jesteś mądrą kobietą – czy naprawdę myślałaś, że prawda nigdy nie wyjdzie na jaw?.. Co oznacza „powinienem był powiedzieć”? I przez trzydzieści lat musiałeś milczeć na temat mojej diagnozy?.. Nie, nie o to chodzi. Chodzi o to, jak się zachowałeś. Zorganizować coś takiego na rodzinnym święcie, oczerniać Polinę na oczach wszystkich… Dlaczego, mamo? Ponieważ znaleźliśmy wyjście? Za decyzję o zapłodnieniu in vitro?.. Co ma z tym wspólnego duma? Czym do cholery jest duma, jeśli chodzi o szczęście jedynego syna?…
Ucichł, słuchając czegoś. Potem nagle się roześmiał – gorzko, złośliwie:
– Chciałeś mnie chronić? Dobrze zrobiony! Bronił. Teraz moja kolej na ochronę. Moja rodzina: żona i córka, od Ciebie i Twoich szalonych pomysłów i pomysłów na temat dumy i szczerości.
Kolejna pauza. Polina zamarła, trzymając blisko siebie śpiącą córkę.
- Nie, mamo. Nie przychodź. Nie dzwoń. Nie pisz. Nie, ani za miesiąc, ani za rok się nie uspokoję. Są rzeczy, których po prostu nie da się wybaczyć. Pomyśl tylko: cierpieliśmy przez trzy lata, mówiłem ci o całym tym bólu, a ty wiedziałeś i milczałeś. I twoje głupie wyznanie na oczach wszystkich… Nie chcieliśmy nikomu mówić, że Rose urodziła się poprzez zapłodnienie in vitro, wiedzieliśmy, że nie wszyscy to zrozumieją. A bólu mieliśmy w tym czasie dość, nie chcieliśmy przekonywać innych, że było to konieczne. I tu jesteś ze swoim publicznym ujawnieniem. Mamo, czy ty w ogóle rozumiesz, co przeżywałem w tej chwili? A Polina? Jak bolała? Tego nie można wybaczyć, tego nie da się wybaczyć. Co oznacza „wnuczka”? Sam powiedziałeś – ona nie jest twoją rodziną… To wszystko. Wszystko. Rozmowa dobiegła końca.
Słychać było dźwięk fajki rzucanej na stół, a potem ciężkie kroki. Polina szybko odeszła od drzwi. Położyła Rosę do łóżeczka i usiadła obok niej. Anton pojawił się kilka minut później – wymizerowany, z czerwonymi oczami.
– Przepraszam – szepnęła Polina. – Słyszałem wszystko.
W milczeniu usiadł obok niej i ujął ją za rękę:
- Wybacz mi. Do tego wszystkiego… wydajność. Dla mojej matki.
- Tosh, może…
– Nie – potrząsnął głową. – Nie trzeba jej usprawiedliwiać. Czy wiesz, co jest najgorsze? Nadal nie rozumie, co zrobiła źle. Uważa, że miała prawo… że mnie chroniła.
- Z czego?
- Od prawdy. Ze wstydu. Z niższości… – skrzywił się. – Jej słowa, nie moje.
Milczeli, patrząc na śpiącą córkę. Wtedy Anton powiedział cicho:
„Nie miała prawa milczeć”. Co więcej, nie miała prawa do publicznego skandalu. Cóż, powinieneś przyjść porozmawiać ze mną. Dlaczego tak jest? To wszystko, nie chcę o tym rozmawiać. To jest nasze życie, nasza rodzina. A Rose jest naszą córką. I nie ma znaczenia, co myślą inni.