Złoty pierścień przykuł moją uwagę, zanim jeszcze zdałem sobie sprawę, na co patrzę.
Poszedłem do lombardu tylko po to, żeby się rozejrzeć, może znaleźć starą książkę albo trochę biżuterii.
Ale zamiast tego znalazłem coś, co zmroziło mi krew w żyłach.
To był pierścionek zaręczynowy Leo.
Wiedziałem, że to jego.
Wybrałam go sama – grawerunek wewnątrz czynił go niezaprzeczalnie rozpoznawalnym: Forever, L i S.
Moja ręka się trzęsła, gdy po nią sięgałem.
„Skąd to masz?” zapytałem właściciela sklepu, ledwo słyszalnie.
Spojrzał na mnie bez większego zainteresowania.
— Przywieźli to około tydzień temu. Jesteś zainteresowany?
Poczułem zawroty głowy.
Tydzień temu?
Leo nosił ten pierścień zaledwie kilka dni temu.
Albo tak mi się przynajmniej wydawało.
Przełknęłam ślinę.
- Kto go zastawił?
Mężczyzna wzruszył ramionami.
— Nie udostępniamy takich informacji.
Kupiłam bez zastanowienia, serce waliło mi jak szalone, gdy wyszłam na zewnątrz.
Moje palce zacisnęły się na chłodnym metalu, próbując pojąć to, co właśnie odkryłem.
Leo zastawił swoją obrączkę ślubną.
Ale dlaczego?
Tego wieczoru położyłem pierścionek na kuchennym stole i czekałem.
Kiedy Leo wszedł, rzucił klucze na stół i roztargniony pocałował mnie w policzek.
Wtedy jego wzrok padł na pierścień.
Całe jego ciało było napięte.
- Gdzie to znalazłeś?
Skrzyżowałem ramiona na piersi.
- Ty mi powiedz.
Zmarszczył brwi.
- O czym mówisz?
— Znalazłem w lombardzie.
Jego usta lekko się otworzyły, a potem znów zamknęły.
- To jest niemożliwe.
- Tak? – podniosłam pierścionek i pokazałam mu go.
— Ponieważ właśnie wydałem sto dolarów, żeby odkupić twój pierścionek zaręczynowy.
Twarz Leo zbladła.
- Sienna, przysięgam, że nie mam pojęcia, jak to się tam znalazło.
Roześmiałem się głośno.
- Chcesz, żebym w to uwierzył?
Pierścionki same w sobie nie trafiają do lombardów.
Przeczesał włosy dłonią.
- Nigdy go nie zdejmowałem.
Szczerze mówiąc.
Nawet nie wiem, kiedy…” Jego oczy rozszerzyły się, jakby coś nagle kliknęło w jego głowie.
- Czekać.
Tydzień temu…
Sienna, pamiętasz tę noc, kiedy po meczu zostałem u Ethana?
Założyłam ramiona jeszcze mocniej.
- No i co z tego?
— Mój pierścionek leżał na stoliku nocnym.
Ja… – Spojrzał na mnie, w jego oczach odbiło się zrozumienie.
— Myślisz, że zostało skradzione?
Chciałem to zignorować.
Chciałem nazwać go kłamcą.
Ale w jego głosie było coś takiego – szczere zdziwienie, nawet panika – co sprawiło, że się zawahałem.
„Kto był tamtego wieczoru u Ethana?” – zapytałam powoli.
Leo zmarszczył brwi.
— Ci sami goście, co zwykle.
Ethan, Mark, Drew… – jego twarz pociemniała.
- I Eric.
Eric.
Jedyny z ich grona, którego nigdy nie kochałem.
Zawsze bez pieniędzy, zawsze pożyczający, zawsze znajdujący wymówki.
Leo chwycił telefon.
— Muszę zadzwonić do Ethana.
Oglądałem, jak chodził po kuchni i mówił cichym, napiętym głosem.
Kiedy się rozłączył, miał zaciśniętą szczękę.
- Następnego ranka Eric był u Ethana.
Jeden.
Powiedział, że po prostu chciał się spotkać, ale…
Gwałtownie wciągnąłem powietrze.
- Myślisz, że to on?
Leo pokręcił głową, zszokowany.
— Nigdy bym nie pomyślał, że jest zdolny do czegoś takiego, ale teraz…
Zapadła cisza.
Chciałem się wkurzyć.
Chciałem pozostać zły.
Ale prawda była taka, że Leo wyglądał na równie zszokowanego jak ja.
„Przepraszam” – powiedział ciszej.
— Powinienem zauważyć wcześniej.
Tylko…
Westchnęłam i potarłam skronie.
- Naprawdę nie wiedziałeś?
Wziął moją dłoń i ścisnął ją.
— Przysięgam na wszystko, Sienno.
Spojrzałem mu w twarz, szukając najmniejszego śladu kłamstwa.
Ale jego tam nie było.
Tylko wino.
I coś jeszcze – ból.
Wydech.
- OK.
Leo pociągnął mnie do siebie, a ja mu na to pozwoliłam.
Gniew nadal w nim wrze, ale towarzyszyło mu także inne uczucie: ulga.
Nie załamaliśmy się.
Jeszcze nie.
Ale Eric?
Będziemy z nim rozmawiać w zupełnie inny sposób.