Wyobrażałem sobie ten moment tysiąc razy.
Lot, przejazd taksówką, pukanie do drzwi.
Po prawie roku nocnych telefonów, głębokich rozmów i obietnic wspólnej przyszłości, w końcu udało mi się spotkać Adama osobiście.
Serce waliło mi w piersiach, gdy stałem przed jego domem, skromnym, dwupiętrowym budynkiem na przedmieściach, daleko od gwarnego miasta, w którym mieszkałem.
Wyprostowałem płaszcz, wziąłem głęboki oddech i zapukałem.
Minęło kilka sekund zanim drzwi się otworzyły.
Ale zamiast znajomego uśmiechu Adama, spotkałem się ze przenikliwym spojrzeniem kobiety – wysokiej, pewnej siebie i całkowicie zdezorientowanej.
„W czym mogę pomóc?” – zapytała z niedowierzaniem w głosie.
Słowa utknęły mi w gardle.
— Ja… przyszedłem do Adama.
Pochyliła głowę, a na jej idealnie wyprofilowanych brwiach pojawiła się mała zmarszczka.
- Adam? Mój mąż?
Świat zdawał się stać w miejscu.
Poczułem się nieważki, jakbym spadł swobodnie, bez spadochronu.
Przełknęłam ślinę, moje nagle suche gardło ledwo nadążało za moim poleceniem.
„Mąż?” – wyszeptałam.
Jej wyraz twarzy stwardniał.
- Kim jesteś?
Nie wiedziałem, czy biec, czy stać.
Wszystkie wspomnienia Adama — nasze późne rozmowy, jego miłe wiadomości, obietnice, że w końcu będziemy razem — przelatywały mi przed oczami jak okrutny żart.
Zmusiłem się do mówienia.
- Nazywam się Lillian. Adam i ja rozmawiamy od prawie roku.
Powiedział mi, że jest wolny.
Co mnie czeka.
Jej twarz zbladła, a potem zrobiła się czerwona, gdy w jej wnętrzu walczyły różne emocje.
Następnie wzięła głęboki oddech i odsunęła się na bok.
— Proszę.
Zawahałem się.
Każdy instynkt krzyczał mi, że mam się odwrócić, wsiąść z powrotem do taksówki i zapomnieć o tym koszmarze.
Ale potrzebowałem odpowiedzi.
Potrzebowałem prawdy.
Przekroczyłam próg i poczułam zapach cynamonu i wanilii, boleśnie swojski kontrast z burzą szalejącą we mnie.
Zaprowadziła mnie do salonu, którego ściany były pokryte zdjęciami rodzinnymi.
Na każdym z nich Adam stał obok niej, obejmując ją w talii i uśmiechając się szeroko od ucha do ucha.
Na jednym ze zdjęć widać małą dziewczynkę, mającą nie więcej niż pięć lat, uczepioną jego nogi.
„To nasza córka, Emily” – powiedziała, zauważając moje spojrzenie.
— Jesteśmy małżeństwem od siedmiu lat.
Opadłem na sofę, a moja głowa zaczęła wirować.
„Nie wiedziałam” – szepnęłam.
- Powiedział, że mieszka sam.
Że jego poprzednie związki zakończyły się źle.
Że czeka na kogoś, kto naprawdę go zrozumie.
Roześmiała się gorzko.
- To cały Adam.
Zawsze poeta, zawsze ofiara.
Skrzyżowała ramiona, a jej głos drżał.
— Jak się poznaliście?
„W Internecie” – przyznałem.
— Na portalu randkowym.
Powiedział, że jest gotowy zacząć wszystko od nowa.
Zacisnęła usta w wąską linię.
- Nie jesteś pierwszy.
I nie ostatni.
Poczułem się chory.
- Czy wiedziałeś?
„Nie do końca” – powiedziała, pocierając skronie.
- Ale miałem pewne podejrzenia.
Często zostawał w pracy dłużej, zawsze miał przy sobie telefon i złościł się, gdy zadawałam mu pytania.
Chciałem wierzyć, że po prostu sam siebie nakręcam.
Pokręciła głową.
- Wygląda na to, że miałem rację.
Zapadła cisza.
Ciężar zdrady unosił się w powietrzu.
„Przepraszam” – powiedziałem w końcu.
- Nie chciałem ci zrujnować życia. Przysięgam, że nie wiedziałem.
Jej oczy lekko złagodniały.
- Wierzę ci. Ale nie mogę powiedzieć tego samego o nim.
W tym momencie w domu rozległ się dźwięk trzaskających drzwi samochodu.
Moje serce zaczęło bić szybciej.
Drzwi wejściowe skrzypiały.
Kroki.
A potem—
„Grace?” – rozległ się głos Adama.
- Już jestem w domu!
Łaska.
Jej imię brzmiało Grace.
Wstała, zaciskając szczękę, a w jej oczach błyszczała cicha furia.
„No cóż, Adamie” – powiedziała niepokojąco spokojnym głosem.
- I z tobą, Lillian.
Gdy mnie zobaczył, cała krew odpłynęła mu z twarzy.
„Lillian?” Jego głos się załamał.
„Zaskoczony?” – zapytałem, chociaż ledwo się trzymałem.
— Myślałeś, że nie przyjdę?
Otworzył usta, a potem je zamknął, jego dłonie drżały nerwowo.
— Mogę wszystko wyjaśnić—
„Nie powinnaś” – Grace powiedziała ostro.
— Już dość kłamstw usłyszeliśmy.
Jego spojrzenie przeskakiwało między nami niczym spojrzenie zwierzęcia przypartego do muru.
- Proszę, porozmawiajmy.
„Porozmawiajmy?” Grace gorzko się zaśmiała.
— W ten sam sposób, w jaki z nią rozmawiałeś?
Jak rozmawiałeś z innymi?
Jego twarz się skrzywiła, maska uroku rozpadła się pod ciężarem ujawnienia faktów.
— Grace, proszę—
- NIE.
Jej głos brzmiał jak zdanie.
- Nie masz prawa żebrać.
Nie wydostaniesz się z tego.
Wstałem, zaciskając pięści.
- Kochałam cię, Adamie.
Albo przynajmniej tak jej się wydawało.
Ale nie będę niczyim brudnym sekretem.
Próbował mnie dotknąć, ale się odsunęłam.
„Nie ma potrzeby” – szepnąłem.
- Po prostu tego nie rób.
Grace wzięła głęboki oddech i zwróciła się ku mnie.
- Dziękuję, że powiedziałeś mi prawdę.
Skinęłam głową, czując, że moje serce pęka z żalu za nas oboje.
— Szkoda, że tak się wszystko potoczyło.
Gdy wychodziłem przez drzwi, usłyszałem głos Grace, spokojny i pewny siebie.
— Spakuj swoje rzeczy, Adamie.
Wyjeżdżasz dziś wieczorem.
Zimne nocne powietrze szczypało moją rozgrzaną skórę, ale wzięłam głęboki oddech.
Przyjechałem tu z miłości.
Ale znalazłem prawdę.
I to powinno wystarczyć.