Dla Olgi i Antona święta majowe były długo wyczekiwanym wydarzeniem.
Para ciężko pracowała przez ostatnie cztery miesiące, aby zaoszczędzić pieniądze na wakacje.
Para była w doskonałych humorach, gdy zadzwoniła ich teściowa.
„Witaj, kochanie!” – w słuchawce rozległ się radosny głos Larisy Alekseevny.
— Jakie masz plany na maj? Może się spotkamy? Przyjdź do daczy, ugrillujemy szaszłyk!
Oferta brzmiała kusząco — pogoda zapowiadała się ciepło, a możliwość relaksu po stresującym okresie pracy była dokładnie tym, co przepisał lekarz.
Jednak jedno słowo – „dacza” – od razu wywołało u Oldzy lekkie napięcie.
Zawsze podchodziła do tego tematu z ostrożnością.
Larisa Alekseevna dosłownie uwielbiała swoją daczę i spędzała tam cały swój wolny czas.
Przez pięć lat małżeństwa Olgi ze swoim synem kobieta nie przepuściła żadnej okazji, by zwabić tam swoją synową.
Ale jeśli Anton od czasu do czasu pomagał matce, jego żona stanowczo odmawiała.
„Po co mam harować cały dzień w ogrodzie, skoro mogę pracować cicho i kupić ziemniaki na całą zimę? To po prostu absurd!” – mówiła mężowi nie raz.
Kiedy Larisa Aleksiejewna zapytała, dlaczego jej synowa już nie przyjechała, jej syn powtórzył jej słowa.
Kobieta tylko wydęła usta z niezadowolenia i pokręciła głową.
„No to, przyjdziesz?” zapytała Olgę radośnie. „Tylko nie zapomnij kupić mięsa i wszystkiego, czego potrzebujesz do szaszłyka”.
- Jasne, czemu nie? – Olga była zachwycona. – Pogoda zapowiada się znakomicie, nie przewiduje się opadów.
„To jutro o jedenastej!” – zawołała z entuzjazmem Larisa Alekseevna.
Wszystko brzmiało radośnie i rodzinnie.
Wydawało się, że czekają ich przyjemne chwile spędzone na jedzeniu i rozmowach.
Jak się jednak okazało, czekało nas zupełnie inne wrażenia…
Następny poranek przywitał nas słońcem i ciepłem, dokładnie tak, jak przewidywali synoptycy.
Para przygotowała się, zatrzymała się w sklepie spożywczym i udała się do daczy Larisy Alekseevny.
Gdy tylko wysiedli z samochodu, ich teściowa wybiegła do nich, cała promieniejąc radością:
- Och, tak się cieszę! – Przytuliła syna i synową. – Zostawcie torby i przebierzcie się!
„Dlaczego?” Olga zapytała ostrożnie.
- Co masz na myśli, dlaczego? Masz na sobie taki elegancki sarafan, że go pobrudzisz! – uśmiechnęła się Larisa Aleksiejewna, wyraźnie zadowolona z siebie.
„Nie martw się, będę jeść ostrożnie, a sukienka nie jest aż tak cenna” – Olga się zaśmiała, ale w głębi duszy już czuła sygnał alarmu.
- No to trzeba trochę popracować przed szaszłykiem. Anton, zajmij się drewnem na opał, a ty, Oleńko, na razie podlej kwiaty, tu jeszcze trzeba wykopać grządki, a już najwyższy czas przyciąć krzak. Już ci dam narzędzia! – zakończyła Larisa Aleksiejewna, klaszcząc w dłonie.
Olga zamarła w miejscu, nie wierząc własnym uszom.
Przyszła odpocząć, ale dostała listę zadań.
Tak więc dzień, który rozpoczął się nadzieją na odpoczynek i dobry humor, szybko przerodził się w kolejną zmianę w pracy.
- Czyli nas oszukałaś? – Olga zwróciła się głośno do Larisy Aleksiejewny. – Gdybym wiedziała, że tak się to wszystko potoczy, nigdy bym nie przyjechała…
„Praca fizyczna jest dla ciebie dobra! Spędzasz cały czas siedząc przy komputerze” – odpowiedziała kobieta z chytrym uśmiechem.
Anton stanął po stronie żony, lekko zmarszczył brwi i cicho powiedział do matki:
- Mamo, po co tyle rzeczy w jeden dzień? Przyjechaliśmy tu odpocząć, nabrać sił przed pracą…
- Masz jeszcze cztery dni wolnego, Antosza. A ja teraz potrzebuję pomocy. Jak skończysz, będziesz miał szaszłyk i łaźnię, – spokojnie odparła Larisa Aleksiejewna.
Ale wszystkie rozmowy z tą kobietą kończyły się tak samo: słuchała uważnie, a potem robiła to po swojemu.
Olga wzięła głęboki oddech, podeszła bliżej męża i szepnęła mu do ucha:
- Nie nabierzesz mnie już więcej!
Synowa przebrała się, dostała od teściowej łopatę, motykę i rękawice robocze i zabrała się do pracy.
- Teraz zacznie się prawdziwy odpoczynek! Praca potrwa tylko półtorej do dwóch godzin! – zawołała entuzjastycznie Larisa Aleksiejewna, zadowolona, że udało się wciągnąć Olgę w ten proces.
Jednak dłonie Olgi szybko pokryły się odciskami.
Tymczasem Anton rąbał drewno i brał udział w kopaniu grządek.
Rezultat dnia był jasny: para skończyła pracę dopiero o piątej wieczorem.
Olga czuła się tak, jakby przejechał ją samochód ciężarowy: nie czuła rąk ani nóg, a plecy bolały ją nie do zniesienia.
Zmęczony, ale już w łaźni, Anton ugotował szaszłyk – mięso wyszło soczyste i aromatyczne.
Olga żuła powoli, doceniając smak, ale przyjemność została zepsuta.
Gorycz rozczarowania przyćmiła wszystko: spodziewała się odpoczynku, a wróciła do domu wyczerpana, jakby po miesiącu pracy.
Zmęczeni do granic możliwości, para postanowiła spędzić noc na daczy.
Ale o dziewiątej wieczorem Larisa Aleksiejewna ponownie wezwała ich, aby podlali grządki.
„Nie” – powiedziała stanowczo Olga. „Nie mogę już tego robić. Nawet stopy”.
- Po prostu nie jesteś do tego przyzwyczajony. Popatrz, jak biegam – widzisz? – teściowa dumnie skrzyżowała ramiona na piersi. – Im częściej będziesz pracować, tym mniej będziesz zmęczony.
„Nie zamierzam się do tego przyzwyczaić” – wzruszyła ramionami synowa. „Oszukałeś nas. Raz mi wystarczyło”.
Jeśli Olga odmówiła, Anton i tak poszedł pomóc matce.
Kiedy wrócił, Olga już spała.
Rano ogarnęli się i poszli do domu.
Oboje byli przygnębieni i rozdrażnieni.
Zamiast zasłużonego odpoczynku, który zwykle kojarzy się z pobytem w domku letniskowym, cały dzień zamienił się w szereg aktywności fizycznych.
- Wyobrażasz sobie, myślałam, że to będzie grill, świeże powietrze, a okazało się, że to podlewanie kwiatów i kopanie ziemi. A najbardziej obraźliwe jest to, że twoja matka bezczelnie nas okłamała… – Olga westchnęła.
„Tak, to nie jest najlepszy sposób na spędzenie weekendu” – zgodził się Anton. „Ale mogłeś odmówić, na przykład wieczorem”.
Olga spojrzała na męża ze zdziwieniem i nadąsała się.
Miał rację – ona sama poszła na kompromis.
Dwa tygodnie później Larisa Alekseevna ponownie zadzwoniła do swojej synowej.
Jej głos był słodki jak miód:
- Oleńko, może wpadniesz do mnie? Tęsknisz za świeżym powietrzem?
Olga od razu zrozumiała, że to kolejna próba zwabienia jej na daczę do pracy.
Ledwo powstrzymała uśmiech:
- Nie, dziękuję. Ostatnio miałem trochę świeżego powietrza na całą zimę.
- No, no, kochanie! Trochę popracowaliśmy, odpoczęliśmy, zjedliśmy szaszłyk, – zachichotała Larisa. – Może zrobimy to jeszcze raz? Tym razem nie ma co robić.
„Nie wiem jak Anton, ale ja na pewno nie przyjdę” – odpowiedziała Olga chłodno i żegnając się, rozłączyła się.
Jedno wiedziała na pewno: nigdy więcej nie ulegnie sztuczkom teściowej.
Larisa Alekseevna była zdenerwowana, gdy jej syn przyjechał sam w weekend.
„Gdzie jest Olga? Nie chciałaś przyjść? Bałaś się?” – zapytała z lekką kpiną.
- Mamo, wiesz, że Ola nie znosi daczy. Sama doskonale rozumiesz, że nie było zbyt ładnie ją oszukiwać.
Sam nie czuję się zbyt szczęśliwy. Pomagam ci, bo jesteś moją matką i mi cię żal, odpowiedział sucho Anton.
- No, no! Nie wstyd ci? – oburzyła się Larisa. – Dziękuję, oczywiście, jeśli nie chcesz, nie musisz przychodzić…
- Nie, możesz pomóc. Ale po co ci tyle ziemniaków? Cała armia ich nie zje. Czy nie jest łatwiej je kupić, niż co roku wyciągać je wszystkie?
„Nie pouczaj mnie. Sama wiem, co mam zasadzić” – mruknęła kobieta i, biorąc motykę, poszła odchwaszczać ziemniaki.
Prawie cały dzień minął w napiętej ciszy.
Matka i syn prawie się nie odzywali.
Anton zatem nie nocował, lecz wieczorem wrócił do miasta.
Nadal pomagał matce w ogrodzie, ale Olga już nie pojawiała się na daczy.
Kobieta wyciągnęła wnioski i nie chciała ponownie przeżywać tego samego „weekendu”.