Stacja kolejowa Luna Creek, położona w przemysłowej części południowego zachodu, była nocą niemal mistyczną przestrzenią.
Ogromne łukowate okna z widokiem na tory, niekończący się metalowy sufit, z którego zwisały łańcuchy z przyćmionymi lampami, wszystko to przypominało obrazy ze starego filmu.
Odgłos kroków odbijał się echem od ścian, jakby sam budynek oddychał w ciemności.