…Podniosłam skrawek papieru i drżącymi rękami wygładziłam pognieciony papier. „Grand Paradise Hotel, Rzym. Isabella i Mark, 14.02.2024”. Walentynki. Dzień, w którym dał mi pluszowego misia i kolację w pobliskiej kawiarni. Dzień, w którym powiedział, że jestem tą jedyną.
Śmiech uwiązł mi w gardle. Nie był to śmiech, raczej świszczący oddech, śmiertelny jęk umierającej nadziei. Spojrzałem na Marka. Nadal stał jak wryty, a na jego twarzy malowało się poczucie winy. Ale to nie była jego wina, że mnie zranił. To było poczucie winy, że zostałem złapany.
Powoli się do niego zbliżyłem, a kawałki szkła chrzęściły pod moimi stopami. Każdy krok rozbrzmiewał głośno w mojej głowie. Cofnął się o krok, potem o kolejny. W jego oczach pojawił się strach. Wreszcie.
Zatrzymałem się o krok od niego. Podniosła rękę i dotknęła jego policzka. Delikatnie, jakby nic się nie stało.
„Wiesz,” szepnęłam, „zawsze uważałam, że jesteś dość przeciętny. Nieszczególnie inteligentny, nieszczególnie przystojny, nawet w łóżku byłeś taki sobie. Ale myślałam, że masz choć odrobinę przyzwoitości. „Najwyraźniej się myliłam.”
Cofnąłem rękę i zamachnąłem się. Nie, nie uderzać. Wyjąłem kluczyki do jego samochodu z kieszeni kurtki i wrzuciłem je do rozbitego wazonu.
„Zabieram twój samochód, Mark. I wszystkie rzeczy, które mi zostawiłeś. Możesz uznać tę zapłatę za szkody moralne. A teraz proszę, odejdź. I zabierz ze sobą swoje nędzne życie”.
Próbował coś powiedzieć, ale podniosłem rękę i uciszyłem go. Nie chciałam już słuchać jego kłamstw.
Wyszedł, trzaskając drzwiami tak mocno, że ze ściany odpadł tynk. Zostałem sam pośród odłamków i porozrzucanych rzeczy.
Podszedłem do lustra. Moje oczy były czerwone i opuchnięte. Ale w ich oczach nie było już łez. Była tylko pustka. I dziwne, rodzące się poczucie wolności.
Schyliłem się i podniosłem jeden z fragmentów wazonu. Było ostro i zimno. Ścisnąłem go mocno w dłoni. Nie, nie chciałem zrobić sobie krzywdy. Miałem zamiar wykorzystać ten odłamek do zbudowania nowego życia. Życie, w którym nie ma miejsca na kłamstwa i zdradę. Życie, w którym będę tylko ja. I ona. Będzie. Piękny.