Dwa życia, jeden wybór.

Czy to prawda? Patrzę w lustro i wydaje mi się, że widzę dwie różne kobiety. Jeden jest zmęczony, wyczerpany, o ponurym spojrzeniu, ten, który poprawia poduszki, zmienia pościel i odmierza lekarstwa. Druga osoba uśmiecha się, czytając wiadomości Marka, czuje lekki dreszcz pod wpływem jego dotyku, przypomina sobie, jak to jest śmiać się beztrosko. Te dwie kobiety nie mogą wiecznie koegzystować. Jedno na pewno pochłonie drugie.

Nasze spotkania z Markiem stały się częstsze i bardziej ryzykowne. Kawę zastąpiły kolacje w zacisznych kawiarniach, korespondencję zaś – długie rozmowy telefoniczne, gdy Dmitrij już spał. Każda skradziona chwila szczęścia jest zatruta gorzkim smakiem winy. Kiedy wracam do domu, zapach czyichś perfum na moich ubraniach wydaje się krzykliwym oskarżeniem ciszy naszego mieszkania. Patrzę na śpiącego Dmitrija – bezradnego, ufnego – i nienawidzę siebie. Nienawidzę go za tę zdradę, nienawidzę go za to, że jego choroba stała się dla mnie klatką, z której rozpaczliwie próbuję uciec.

Mark nie naciska. On po prostu czeka, patrzy ze zrozumieniem i miłością, która jednocześnie leczy i dusi. Mówi: „Masz prawo do swojego życia. Dałeś mu już dziesięć lat. To więcej, niż wielu daje w ciągu całego życia”. Jego słowa działają jak balsam na zranioną duszę, ale także jak trucizna. Ponieważ spychają mnie na skraj przepaści. Różnica między tym, kim byłem, a tym, kim mogę się stać. Pomiędzy obowiązkiem, który na siebie wzięłam, a szczęściem, które teraz wydaje się tak bliskie, tak realne.

Niedawno obudziłam się w nocy i zaczęłam płakać. Cicho, bezgłośnie, chowając twarz w poduszce, żeby Dmitrij nie usłyszał. Płakałam nie z litości dla siebie ani dla niego. Płakałem z beznadziei. Ze świadomości, że każda decyzja, którą podejmę w tej sytuacji, będzie powodowała ból. Albo zostanę i zabiję się – kobieta, która pragnie kochać i być kochana, a nie tylko dbać. Albo odejdę i zranię osobę, która jest ode mnie całkowicie zależna, osobę, którą kiedyś kochałem ponad życie.

Siedzę teraz, patrzę przez okno na szary świt i czuję, że ten wybór ciąży na mnie z całym ciężarem przeżytych lat i wszystkimi niewypowiedzianymi pragnieniami. Mark czeka. Dmitrij śpi. I stanąłem na rozdrożu, nie wiedząc, którą drogę wybrać. Droga obowiązku prowadząca do zniszczenia czy droga pożądania wybrukowana zdradą i poczuciem winy?

I nagle coś sobie uświadamiam. Nie chodzi tylko o Dmitrija i Marka. To o mnie. Prawda jest taka, że ​​zapomniałem jak wybierać siebie. Zapomniałam, jak uwierzyć, że mam prawo do czegoś innego, niż bycie ofiarą. Być może najtrudniejszy wybór nie polega na wyborze między nimi dwoma, ale między kobietą, która załamała się pod ciężarem odpowiedzialności, a kobietą, która odważy się odebrać sobie szczęście, bez względu na cenę. Ale czy mogę znieść tę cenę? Czy mogę żyć ze świadomością, że dla własnego dobra opuściłem osobę, która najbardziej mnie potrzebowała? To pytanie wisi w powietrzu, ostre i bolesne, a na razie nie ma na nie odpowiedzi. Jestem tylko ja, dwie połówki serca i nie do zniesienia ciężar nierozwiązanego życia.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *