..Krzyczałam, rzuciłam się na niego, próbując zatamować krew rękoma. Przewrócił oczami i opadł bezwładnie w moich ramionach, prosto na te przeklęte białe róże, teraz całe poplamione krwią.
W mojej głowie krążyła tylko jedna myśl: kto? Kto to zrobił? A dlaczego?
Ukrywał coś, to było oczywiste. Wczorajsze fragmenty zdań ułożyły się w ponury obraz: długi, groźby, jakaś kobieta. Ja nie.
Do garażu wdarł się zimny wiatr, przynosząc ze sobą zapach benzyny i strach. W kącie, w półmroku, mignął cień. Podskoczyłem, gotowy do obrony, ale nikogo tam nie było. Tylko słaba żarówka pod sufitem migotała, rzucając dziwne cienie na krwawe płatki.
Policja przybyła szybko. Syreny, migające światła, pytania. Odpowiedziałem mechanicznie, jakby to mnie nie dotyczyło. Opowiedziała mu o różach, o krwi, o zadrapaniu na policzku, o jego kłamstwach.
Śledczy spojrzał na mnie ze współczuciem, ale w jego oczach dostrzegłem podejrzliwość. „Byłeś ostatnią osobą, która widziała go żywego” – powiedział.
Kilka dni minęło jak w mgnieniu oka. Przesłuchania, egzaminy, pogrzeby. Został pochowany w zamkniętej trumnie. Nie płakałam. We mnie było tylko odrętwienie i palące pragnienie poznania prawdy.
Pewnej nocy, gdy już prawie spałem, ktoś zapukał do drzwi. Na progu stała kobieta. Wysoka, szczupła, z drapieżnym błyskiem w oczach. Trzymała w ręku bukiet czerwonych róż.
„Powinien był umrzeć za mnie” – syknęła. „On cię wybrał. Ale teraz zapłacił”.
I zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, ona wyciągnęła nóż i rzuciła się na mnie.
Obudziłem się zlany zimnym potem. Marzenie. To po prostu koszmar. Ale zapach róż nadal unosił się w powietrzu. Na stoliku nocnym obok łóżka leżała pocztówka. Było na nim napisane jedno słowo: „Już wkrótce”.