**Doskonałe, kontynuuję w tym samym stylu, rozwijając fabułę i doprowadzając ją do ekspresyjnego zakończenia.
Kontynuacja:
Mój uśmiech stał się szerszy, gdy zobaczyłem, jak ich twarze rozciągają się i stają się śmiertelnie blade. Goście nadal siedzieli z zapartym tchem, a ich spojrzenia przeskakiwały ze mnie na parę zdrajców.
- O czym ty mówisz?! — wydusił mąż ponownie, ale w jego głosie nie było pewności siebie, tylko strach. Strach przed szczurem złapanym na gorącym uczynku.
Siostra po prostu siedziała tam, wciśnięta w oparcie krzesła, a jej oczy były pełne przerażenia. Zdała sobie sprawę, że zapomniała. Że byłem w pułapce.
Zatrzymałem się, ciesząc się chwilą. Ta chwila była warta miesięcy sekretnych przygotowań, bólu i udawania.
- Ojej, pamiętasz, jak ostatnio tak się spieszyłaś, że zostawiłaś otwartego laptopa… z otwartą konwersacją na komunikatorze internetowym? — mój głos był łagodny, jak głos kota bawiącego się myszą. — Wyznania miłosne, plany na przyszłość… i pieszczotliwe przezwiska, którymi JĄ zwracałeś, siedząc obok mnie przy kolacji. Bardzo miło.
Mój mąż otworzył usta, żeby zaprotestować, ale przerwałam mu, podnosząc palec.
- Nie zawracaj sobie głowy. Wszystko jest skopiowane. I nie tylko to. Zdjęcia z hotelu, rachunki z restauracji, w których słodko gaworzyłeś, gdy myślałam, że jesteś na spotkaniu. Nagrania z kamer monitorujących naszą daczę… Byliście tacy nieostrożni. A może po prostu myśleli, że jestem głupcem?
Rozejrzałem się po obecnych.
„Krok pierwszy” – kontynuowałem, wciąż spokojny. – Wiedzieć. Dowiedzieć się, że moja ukochana siostra i mój, jak mi się wydaje, kochający mąż dzielą jedno łóżko już od sześciu miesięcy. Dowiedziałem się.
„Krok drugi” – głos stał się nieco bardziej stanowczy. — Zbierz dowody. Nie tylko po to, by je znać, ale by mieć niezbite dowody. Nagrania, zdjęcia, wspólne wydatki, rezerwacje hotelowe… Mam to wszystko. Starannie zebrane i usystematyzowane przez mojego prawnika.
Mąż rozglądał się dookoła, siostra zakryła usta dłonią, próbując powstrzymać szloch lub krzyk.
„I krok trzeci” – spojrzałam mężowi prosto w oczy, po czym przeniosłam wzrok na siostrę, która już osunęła się na krzesło niczym marionetka, której przecięto sznurki. — Poczekaj na swoją kolej. Czy chciałeś mnie upokorzyć? Zaskoczony? Ogłosić rozwód publicznie, licząc na moją histerię i współczucie świadków? No cóż, gratulacje. Udało ci się. Zrobiłeś swój ruch. I okazał się dla ciebie najgorszy.
Wziąłem kieliszek szampana ze stołu.
— Bo podczas gdy Ty przygotowywałaś tę swoją „niespodziankę”, ja już trzy tygodnie temu złożyłam pozew o rozwód. Załączając WSZYSTKIE dowody, jakie zebrałem na twoją zdradę. I zdrada twojego wspólnika. Prawnik stwierdził, że sprawa jest uzasadniona. Mając takie dowody, możesz zapomnieć o podziale majątku na pół, kochanie. Sąd stanie po mojej stronie. I nie dostaniesz żadnych alimentów.
Wziąłem łyk.
- To nie jest zwykłe oszustwo, moi drodzy. Jest to rozwód z okolicznościami obciążającymi dla Ciebie. Publiczna nagana, utrata reputacji, koszty sądowe i nikłe możliwości zadośćuczynienia dla Ciebie, drogi mężu. A dla ciebie, moja droga siostro, zwróciłem się do niej. — Więzy rodzinne nie mają już dla mnie żadnego znaczenia. Między tobą a moim nowym życiem, wybieram moje nowe życie.
W kawiarni zapadła grobowa cisza, przerywana jedynie od czasu do czasu westchnieniami zdumienia gości. Twarze męża i siostry wykrzywiły się, wyrażając mieszankę gniewu, strachu i świadomości całkowitej porażki.
„Tak” – postawiłem szklankę na stole i wziąłem kopertę z dokumentami. – Podpiszę. Z wielką przyjemnością. A dziś świętujemy nie tylko moje 35 urodziny, ale także początek zupełnie nowego, wolnego życia. Bez kłamstw, bez zdrady, bez ciebie.
Powoli, nie odrywając wzroku od ich bladych twarzy, podarłam papiery rozwodowe na małe kawałki i rzuciłam je na podłogę.
„To symbol” – wyjaśniłem spokojnie. – Twoje upadłe plany. I moje absolutne zwycięstwo. A teraz, jeśli nie macie nic przeciwko, chciałbym kontynuować świętowanie w miłym towarzystwie. Bez ciebie.
Mój mąż podskoczył, jego twarz zrobiła się czerwona, ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć lub zrobić, kilku moich przyjaciół i krewnych wstało i zagrodziło mu drogę. Siostra siedziała i szlochała, ukrywając twarz w dłoniach.
Uśmiechnąłem się, tym razem szczerze. Ciężar ostatnich miesięcy został zdjęty z moich ramion.
„Więc, przyjaciele” – powiedziałem głośno, zwracając się do gości – „kto chce szampana?” Dziś żegnamy stare i witamy nowe!
A gdy przyjmowałem gratulacje i uściski od zdumionych, ale wyraźnie zadowolonych gości, kątem oka dostrzegłem, jak dwie pochylone, upokorzone i załamane postacie pośpiesznie opuściły kawiarnię. Chcieli zrobić mi piekło w dniu moich urodzin, ale ostatecznie dali mi nie tylko wolność, ale także dowód, że jestem silniejszy i mądrzejszy, niż sobie wyobrażali.
Moje 35 urodziny rozpoczęły się od fajerwerków. Nie łzy, a triumf.