Stary Michajło siedział na zimnej ławce w parku z rękami na ramionach, próbując się ogrzać.
Wiatr przeszywał jego starą kurtkę, a deszcz, drobny i kłujący, nie ustawał.
W jego oczach była pustka, a w duszy ciężar, którego nawet zmęczenie nie było w stanie przyćmić.
Nie wiedział dokąd iść, nie wiedział co robić. Wszystko, co miał – dom, rodzina – było teraz poza nim.