Siedziałem z głową wciśniętą w ramiona i słuchałem strumieni obelg płynących na mnie z obu stron. Walentyna Aleksandrowna, matka mojego przyszłego pana młodego, nie wybierając wyrażeń, oskarżyła mnie o wszystkie istniejące grzechy. Najbardziej obraźliwe jest to, że Slava, mój ukochany narzeczony, nawet nie próbował jej zatrzymać.
Po prostu siedział i kiwał głową jak chińska figurka.
Od pierwszego roku wszyscy nazywali mnie i Sławę „młodą parą”. Znamy się od szkoły, dokładnie od chwili, gdy ja i moi rodzice przeprowadziliśmy się w te okolice. Jak teraz pamiętam, od razu rzucano mi żarty z powodu moich wielkich okularów, ale Slava, najsilniejszy chłopak w klasie, publicznie oświadczył:
„Ktokolwiek dotknie nowej dziewczyny, będzie musiał się ze mną zmierzyć!”
Nie było chętnych. Slava odprowadził mnie do domu, nawiązała się między nami silna przyjaźń, która później przerodziła się w miłość. Slava mnie chronił, pomagałem mu w odrabianiu zadań domowych i mieliśmy tak trwałą symbiozę.
Moi rodzice bardzo lubili Sławę – jest sportowcem, przystojnym facetem i kocha zwierzęta. Jedynym problemem było to, że Slava był raczej przeciętnym uczniem, ale po prostu nie miał na to wystarczająco dużo czasu; jak już wspomniałem, mój przyjaciel aktywnie uprawiał sport — narciarstwo. Bronił honoru szkoły na wszelkiego rodzaju konkursach, a ja z kolei brałem udział w prawie wszystkich odbywających się olimpiadach, od języka rosyjskiego po fizykę i historię.
Slavik często żartował, nazywając nas „olimpijczykami”.
- Każdy jest na swoim miejscu! — zaśmiał się. — Jedna zajmuje się sportem, druga jest mądra i piękna.
Szkoda tylko, że matka Sławy, Walentina Aleksandrowna, nie od razu polubiła „mądrą i piękną dziewczynę”. Do dziś pamiętam nasze pierwsze spotkanie z nią. - Slava, powiedz szczerze, czy naprawdę podoba ci się ta „niebieska pończocha”? — Usłyszałem głośny szept, kiedy przyszedłem z wizytą po raz pierwszy. Poproszono mnie, abym usiadła w salonie, podczas gdy Valentina nakrywała do stołu w kuchni. „Oczywiście, mamo, Żeneczka to po prostu niesamowita dziewczyna” – odpowiedział Slava tym samym głośnym szeptem. „Proszę, nie zwracaj uwagi na jej okulary”. Nawet nadają wyglądowi pewien urok.
„Oczywiście, musisz żyć” – odpowiedziała Walentyna. – Ale nie spieszyłbym się z dokonaniem wyboru. Wokół jest tyle piękności, ale nie. Mój syn zauważył tę zawiłą dziewczynę…
W tym czasie do mieszkania wszedł Mikołaj Iwanowicz, ojciec Sławy. Walentyna skierowała swoją energię na męża:
„Kolia, prosiłam cię, żebyś kupił praskie ciasto, ale co przyniosłeś?”
Nawet z pokoju było dla mnie jasne, że Valentina trzyma obu mężczyzn w ryzach.
„Waliusza, sprzedawczyni mi to poleciła, powiedziała, że jest bardzo świeże” – mruknął Mikołaj Iwanowicz. — I wcale nie było „Pragi”…
Przysłuchiwałam się tym wszystkim rozmowom i zdałam sobie sprawę, że nasza rodzina była po prostu idealna w porównaniu z rodziną Slavika. Nie trzeba dodawać, że od tego spotkania starałem się jak najmniej przyciągać wzrok Valentiny, tej potężnej kobiety?
Sława bronił matki, jak mógł:
„Widzisz, Żeńko, takie jest stanowisko mojej matki”. Pracuje u mnie jako woźna w sanatorium, jak sama siebie nazywa – „zastępcą naczelnego lekarza ds. sprzątania”. Powtórzę: ma duże ambicje, ale ogólnie jest bardzo dobrą osobą, co do tego nie ma wątpliwości.
Nie miałem wątpliwości, ale mimo to starałem się zachować pełen szacunku dystans od matki Slavika. Można powiedzieć, że dzięki mnie Slavik ukończył szkołę z dobrymi ocenami. Dosłownie wyciągnąłem go za uszy. Kiedy pojawiło się pytanie o przyjęcie na uniwersytet, pytanie nie pojawiło się — tylko na Wydziale Ekonomicznym. Oczywiście zrobiłem to sam, a mojemu chłopakowi pomogli niektórzy koneksje Walentyny Aleksandrownej.
Pomagałem mu w nauce, jak mogłem, a dobrym bonusem było to, że Slava, podobnie jak w szkole, bronił honoru uczelni na boisku. W każdym razie przyszłe zawody otwierały przed nami wspaniałe perspektywy w późniejszym życiu.
Pod koniec czwartego roku kwestia ślubu Sławy i mojego stawała się coraz bardziej paląca. Nasi rodzice spotykali się nawet kilka razy, żeby omówić wszystkie szczegóły, bo było oczywiste, że Slava i ja jesteśmy po prostu dla siebie stworzeni.
Nasze dyplomy były w całości moim osiągnięciem. Wszystkie jego zwycięstwa sportowe przypisywano chwały, ale ja dzięki swojej wiedzy otrzymałem doskonały dyplom. Valentina dalej podnosiła wszystkie swoje kontakty i znalazła stanowisko marketera Slavika w jednej z dużych firm. Przeznaczone mi było stanowisko ekonomisty w firmie budowlanej.
W tym momencie nasza rodzina poniosła ciężką stratę — zmarła moja kochana babcia Polina Zacharowna. Moja babcia i ja byliśmy bardzo blisko i to właśnie mi zapisała swój dwupokojowy „Chruszczow” na obrzeżach miasta. Jeszcze nie wiedziałam, jak to będzie z tym mieszkaniem. W każdym razie mieszkanie nigdy wcześniej nikomu nie zrobiło krzywdy. Rodzice zgodzili się, że będą mogli zamieszkać w tym mieszkaniu po ślubie, bo było tylko kwestią czasu, zanim to nastąpi.
Natychmiast po otrzymaniu dyplomu Slavik zaprosił mnie do jednego z sanatoriów nad brzegiem bardzo malowniczego jeziora Chrustalnoje. To właśnie tam złożył mi piękną i wzruszającą propozycję, niczym w hollywoodzkim filmie. Siedzieliśmy na otwartym tarasie letniej kawiarni, był ciepły wieczór.
— Żeńka, ile lat się znamy? – zapytał mnie nagle Slava. – Wiesz, zawsze byłem słaby z matematyki.
Spięłam się, próbując obliczyć, jak nie wiadomo skąd dotarła do mnie urzekająca muzyka skrzypiec. Zaczął to powtarzać inny instrument smyczkowy, po chwili dołączył saksofon i na tle tafli jeziora oraz przytulnej altanki ta melodia zabrzmiała po prostu magicznie.
— Zaprosiłeś muzyków? – byłem zaskoczony. „Kochanie, to takie romantyczne…” „To najmniejsze z tego, co mogę dla ciebie zrobić, Żeneczka” – Sława uśmiechnął się szeroko. „Ale muzyka to nie wszystko.
Slava niczym iluzjonista wyciągnął znikąd piękną walizkę i otworzył ją. Na niebieskim aksamicie leżał pierścień rzadkiej urody.
„Oczywiście nie stać mnie na to arcydzieło” – Slava uśmiechnął się zawstydzony. — To jest nasz pierścionek rodzinny, przekazywany z pana młodego na pannę młodą. Ma jakąś niesamowitą historię, już nie pamiętam, nie będę kłamać. Ewgienia! Bądź moją żoną!
Slava dzielnie uklęknął na jedno kolano i włożył mi pierścionek na palec. Brawa rozległy się nie wiadomo skąd. Jak się później okazało, cała kawiarnia postanowiła pogratulować nam tego doniosłego wydarzenia. Oczywiście nie mogłam się powstrzymać i odpowiedziałam „tak”.
Po powrocie do miasta Slava i ja zaczęliśmy poważnie myśleć o ślubie. Oczywiście w tę sprawę włączyli się także nasi rodzice.
Moja mama i tata zaproponowali kilka opcji restauracji. Robią ze mną interesy i mają w tej okolicy wielu przyjaciół. Propozycje były po prostu cudowne, pozostała tylko akceptacja naszego wyboru przez rodziców Sławy. Ale jak się okazało, rodzice mojego narzeczonego mieli zupełnie inne zdanie, co wkrótce stało się jasne.
Któregoś dnia Slava zadzwonił do mnie i powiedział, że jego rodzice chcą się ze mną spotkać w jednej z kawiarni..- Pamiętasz kawiarnię Zvezdnoe? – zapytał mnie Sława. — Mama i tata chcą się z tobą spotkać jutro o siódmej wieczorem. Jest ważna informacja, dotyczy ona naszego ślubu, kochanie.
- Dlaczego moi rodzice nie zostali zaproszeni? – byłem zaskoczony. — Wydaje mi się, że wszystkie kwestie ślubne rozwiązuje się wspólnie, że tak powiem, kolektywnie.
Slava zaczął odpowiadać na coś wymijająco, nadal nie do końca rozumiałem, co chciał mi powiedzieć. No cóż, jeśli Walentyna Aleksandrowna i Mikołaj Iwanowicz chcą się ze mną spotkać sam na sam, niech tak będzie. Odpowiedziałem, że na pewno będę na spotkaniu.
Kiedy następnego dnia poszedłem do kawiarni Zvezdnoye, rodzina pana młodego siedziała już tam w pełnym składzie. Taka punktualność cieszyła mnie i niepokoiła jednocześnie. Szczerze mówiąc, czułem, że w duszy czai się jakiś brudny trik. Valentina zawsze była wobec mnie stronnicza, a tutaj siedzi zadowolona, z dobrodusznym uśmiechem na twarzy. To oczywiste, że coś knują. Pozostaje dowiedzieć się co dokładnie. — Żenia, cześć! — Sława mnie przytulił. — Nie wiedzieliśmy, że przyjdziesz, zamówiliśmy sałatkę i pieczeń, nie masz nic przeciwko?
„Wcale nie” – odpowiedziałem, siadając. — Co to za pilność, zwoływanie takiego nadzwyczajnego spotkania? Czy coś się stało?
Slava i jego rodzice wyglądali na tak triumfujących, jakby wygrali na loterii ogromną nagrodę pieniężną. Walentyna i Mikołaj spojrzeli po sobie znacząco, a Sława powiedział:
„Zhenechka, to bardzo ważna sprawa, warta prawie milion dolarów!”
„Slavik, przestań gadać zagadkami” – nie mogłem się powstrzymać. — Nie dręcz się, proszę, o co chodzi? - Kochanie, mama kupiła nam mieszkanie i zarejestrowała je na moje nazwisko. Spłacisz kredyt hipoteczny – mówił mi narzeczony.
Przez chwilę wydawało mi się, że teraz podłoga spadnie gdzieś w przepaść. To jest liczba… Spodziewałem się wszystkiego, ale nie tego stwierdzenia, szczerze mówiąc.
„Co za interesujący sposób, w jaki zaczynamy nasze życie rodzinne” – wycedziłem. — Dlaczego zdecydowałeś, że wpakuję się w tę niewolę i spłacę kredyt hipoteczny? Czy mam napisane „prosty” na czole? Sława, myślałam, że masz o mnie lepszą opinię…
I wtedy głos zabrała Walentyna Aleksandrowna. Oczywiście byłoby lepiej, gdyby tego nie robiła. Zawsze wiedziałam, że nie jest dyplomatą, ale tutaj potencjalna teściowa przeszła samą siebie:
– Czego chciałaś? Myślisz, że mój Slavik trafił na śmietnik, żeby poślubić kogoś takiego jak ty? OK, zgadzam się, że jesteście razem prawie od pierwszej klasy, ale Evgeniu, spójrz na wszystko obiektywnie. Bez wątpienia jesteś mądry, ale to twój jedyny plus.
Cóż, dziękuję za miłe słowa, Walentyna Aleksandrowna…
Tymczasem ona była coraz bardziej podekscytowana:
„Wiesz, Żeneczka, z niepokojem myślę o tym, jakie będę mieć wnuki”. Mój Slavik jest tak dobry jak Apollo, ty jesteś najbardziej banalną dziewczyną, jak miliony. Musisz się modlić, aby mój syn wybrał ciebie. Zatem Twój wkład w wspólne mieszkanie jest kroplą w morzu potrzeb.
Odpowiedziałem spokojnie:
„Dlaczego nie dałeś mi części?” To byłoby sprawiedliwe. Zasadniczo będę płacić za mieszkanie, które nie jest moją własnością. Czy to normalne, myślisz? Dla mnie nie. Okazuje się, że ożeniłeś się beze mnie. Dla mnie osobiście jest to nie do przyjęcia, dla każdego normalnego człowieka też, wybaczcie.
A potem Valentina całkowicie zapomniała o wszystkich zasadach przyzwoitości. Zaczęła mi mówić, co mam robić. Okazuje się, że dobrym pomysłem byłaby sprzedaż przedmałżeńskiego domu, aby szybko spłacić kredyt hipoteczny, wtedy problem zostanie szybciej rozwiązany. Nikt nie wspomniał ani słowem o moich prawach do mieszkania. Zacząłem rozumieć, że uważano mnie po prostu za worek pieniędzy.
Nikołaj Iwanowicz nagle pisnął, powiedział, że nas na chwilę opuści i zniknął w głębinach męskiej toalety. Najwyraźniej to pytanie było dla niego bardzo nieprzyjemne, podobnie jak dla mnie.
Nagle zdecydowałem, że i ja nadszedł czas, abym odszedł. Ale przed wyjściem zdjąłem z palca pierścionek, który dał mi wcześniej Sława:
„Wydaje mi się, że to należy do ciebie, Wiaczesławie”.
Po raz pierwszy od długiego czasu odezwałam się do narzeczonego jego pełnym imieniem i nazwiskiem. Wróciłem do domu, zupełnie nie czując pod sobą nóg. Miałem silne przeczucie, że chcą mnie oszukać, wyrwać jak kij. Ale jeśli mówimy o miłości, czy jest miejsce na takie rozmowy?
Z jakiegoś powodu nazwała Valentinę kupieczką, ale nadal nie rozumiem, na czym polega moja chciwość… Kiedy wróciłem do domu, opowiedziałem o wszystkim rodzicom. Powinieneś widzieć ich twarze, które się rozciągają.
Wiadomość od Sławy przyszła około dziesiątej wieczorem. Myślałam, że przeprosi za swoje tchórzostwo, za zachowanie swojej matki. Nie, to się nie wydarzyło. Oto co napisał do mnie pan młody:
„Zachowałeś się bardzo nieprzyzwoicie. Mama i ja staramy się jak możemy, aby poprawić nasze przyszłe życie, ale jesteś chciwy, Żenechka. Czy kochająca osoba tak robi?
„Czy kochająca osoba zmusza swojego partnera do niewoli?” Wysłałem odpowiedź. — „Szczerze mówiąc, Slava, wyobrażałem sobie miłość inaczej, czy w to wierzysz, czy nie”.
Zaraz po tym SMS-ie zadzwonił telefon. Pewnie Sława chciał mi coś osobiście powiedzieć, ale nie odebrałem.
W mojej duszy pozostał taki nieprzyjemny posmak, jakby go wyjęto z ciała, rzucono w ziemię i włożono z powrotem. Tego wieczoru uświadomiłam sobie, że nie jestem gotowa wyjść za mąż za mężczyznę, który nie ma własnego zdania i idzie za przykładem swojej matki. Wolałbym być sam niż z byle kim…
Świat Ludzi | Anna Szara