Po 30 latach małżeństwa mąż powiedział: „Odchodzę do młodszej kobiety, ty jesteś już stary”. Ale nie wiedział, do czego zdolna jest jego żona…
– Wychodzę. Do młodszej. Jesteś już stara… – powiedział, nie patrząc jej w oczy.
Olga zamarła. 30 lat razem. 30 lat opieki, obiadów, nieprzespanych nocy, chorych dzieci, pożyczek, remontów, rocznic i pogrzebów…
A teraz – „stara”?
Wyszedł. Lekkim krokiem. Z plecakiem. Jakby na wędrówce, a nie zdradą.
W pierwszym tygodniu płakała. W drugim nie mogła jeść. W trzecim oddała wszystkie jego rzeczy do schroniska.
A potem – zaczęło się inne życie.
Zapisała się na jogę. Schudła 12 kilogramów. Skróciła włosy i zrobiła sobie blond pasemka. Kupiła nową pościel i wyrzuciła kubki z napisem „Rodzina to szczęście”.
Zaczęła czytać. Oglądać francuskie filmy. Śmiać się z błahostek.
Dostała pracę w bibliotece – zawsze o tym marzyła, ale „życie rodzinne jej na to nie pozwoliło”. Jej koledzy ją uwielbiali, a młodzi ludzie podziwiali jej gust i swobodę.
Dwa lata później leciała do Stambułu, na swoje pierwsze samotne wakacje. Podszedł do niej podczas przesiadki na lotnisku. Starsza. Zmęczona. I… samotna.
– Ola… – uśmiechnął się niezręcznie. – Ja… wybaczam ci. Byłem głupi. Ta młoda miała wszystko na widoku, ale w środku… było pusto.
– A teraz ze mną jest na odwrót – odpowiedziała spokojnie. – W środku jest wiosna.
Spojrzał w dół.
– Nadal nosisz nasze pierścionki?
Olga wyjęła rękę z kieszeni. Pierścionka nie było.
– Nie. Noszę siebie. I to pierwszy raz od 30 lat.
Odwróciła się i poszła w kierunku bramy, nie oglądając się za siebie.
I nagle poczułam, po raz pierwszy od dawna, że nie czuję już bólu w piersi. Czuję dumę. Wolność. I miłość… do siebie.
Na pokładzie samolotu Olga siedziała przy oknie. Podczas gdy pasażerowie zajmowali miejsca, patrzyła przez okno i myślała o tym, jak bardzo się zmieniła. Kiedyś myśl o samotności ją przerażała. Teraz, w samotności, odnajdywała siłę.
Stambuł był hałaśliwy, jasny, pachnący przyprawami i płatkami kwiatów. Jej pierwszy poranek rozpoczął się od filiżanki mocnej tureckiej kawy, podanej jej przez uśmiechniętego właściciela kawiarni naprzeciwko hotelu. Nie znał jej imienia, ale każdego ranka zajmował dla niej stolik przy oknie.
Wieczorami włóczyła się po ulicach, odwiedzała muzea, słuchała muzyki ulicznych artystów i po raz pierwszy od lat spotykała się z podziwem mężczyzn. Nie dlatego, że była młoda, ale dlatego, że żyła.
Pewnego wieczoru, wracając do hotelu, usłyszała za sobą znajomy głos.
– Olga? To ty?
Odwróciła się. Przed nią stał Aleksiej – jej pierwszy kolega z klasy, pierwsza miłość, pierwsza miłość, z którą kiedyś straciła kontakt.
— Ty?.. Co tu robisz?
— Konferencja. Architektura. A ty?
— Żyjesz. Oddychasz. — Uśmiechnęła się.
Poszli napić się herbaty na dach hotelu. Niebo nad nimi było ciepłe i gwiaździste, jak za jej młodości, i Olga nagle zrozumiała: wszystko w życiu wraca. Tylko to, co naprawdę wartościowe, przychodzi, gdy jest się gotowym przyjąć to z otwartym sercem.
Minęły trzy lata.
Na zdjęciu w jej nowym mieszkaniu – ona i Aleksiej. W górach. Zabawne czapki, lody, słońce w oczy.
A w ramce na półce napis:
„Stara? Nie. Wolna. Silna. Szczęśliwa”.
I za każdym razem, gdy ktoś do niej mówił:
– Jak ty to wszystko przeżyłaś?..
Ona po prostu odpowiadała:
– Nie przeżyłam. Zaczęłam żyć.
Minęło trochę czasu. Olga otworzyła w swoim mieście małą, przytulną kawiarnię – tę samą, o której marzyła w młodości, gdy rano robiła kawę mężowi i bała się spóźnić do nudnej pracy.
Nazwała kawiarnię po prostu: „Od Nowego Roku” .
Na ścianach wiszą jej zdjęcia z podróży, półki zapełnione są książkami, które czytała na nowo w najtrudniejszych miesiącach. A w menu znajdują się ciasta upieczone według starych przepisów jej babci, tych samych, których używała, by ukoić łzy swoich dzieci.
Przychodzili tu ludzie – najróżniejsi. Zmęczone matki z wózkami, starsze pary, studenci. Olga znała prawie każdego po imieniu. Z każdym zamieniała ciepłe słowo. I za każdym razem, gdy za drzwiami rozbrzmiewał dzwonek, podnosiła wzrok – a co, jeśli to nowy zbieg okoliczności?
Pewnego dnia do jej kawiarni wszedł mężczyzna.
Siwy, z kwiatami w dłoniach.
To był on – jej były mąż.
– Słyszałem… że otworzyłeś kawiarnię. Pomyślałem, że wpadnę… – powiedział nieśmiało.
– Proszę – skinęła głową spokojnie. – Dzisiaj mamy ciasto cytrynowe. Pamiętasz, kiedyś je lubiłeś?
Usiedli. Milczeli.
„Straciłem wszystko, Ol…” powiedział cicho. „A ty… stałeś się kimś zupełnie innym. Lepszym
”. „Właśnie odnalazłam siebie” – powiedziała, nalewając mu herbaty. „Wiesz, już nie jestem zła. Nawet ci współczuję. Nie odszedłeś do młodszej kobiety. Odszedłeś – od życia. I je odnalazłam”.
Nie wiedział, co powiedzieć. Po prostu zwiesił głowę.
A ona wstała, poprawiła włosy i powiedziała:
– Postawię ci ciasto. Ale moje serce już nie jest dla ciebie.
Odszedł. I tym razem – na zawsze.
Wieczorem Aleksiej wpadł do kawiarni. Przyniósł jej szalik – zapomniała go w jego samochodzie.
„Dzisiaj jest lodowato” – powiedział, zarzucając go jej na ramiona.
„Ale jest mi ciepło” – uśmiechnęła się. „Bardzo ciepło”.
Stali przy oknie, za którym padał śnieg. W środku rozbrzmiewała muzyka, pocieszenie, światło.
Przeszła długą drogę.
Od porzuconej żony
do kobiety, która wybrała siebie.
Epilog
Wiosna.
Olga siedziała na werandzie swojej kawiarni, trzymając w dłoniach filiżankę świeżo zaparzonej herbaty. Przez otwarte okno słychać było śmiech – na korytarzu dwoje studentów omawiało pracę magisterską, starszy mężczyzna czytał gazetę, a przy ladzie baristka, jej siostrzenica Lisa, uczyła się parzyć kawę z serduszkami.
Aleksiej usiadł obok niej, jak zawsze z delikatnym uśmiechem. Objął ją ramieniem, a ona lekko pochyliła się w jego stronę. Było tak spokojnie. Tak prawdziwie.
– Pamiętasz, jak bałaś się być sama? – zapytał cicho.
Olga skinęła głową.
– I teraz wiem: kiedy jesteś sama, w końcu słyszysz siebie. I rozumiesz, czego naprawdę chcesz.
Przesunęła dłonią po okładce książki leżącej na stole. To była jej książka. „Z Nowego Liścia”, zbiór opowieści o kobietach, które doświadczyły zdrady, bólu, samotności i… odnalazły siebie. Tak jak ona.
Na ostatniej stronie widniał napis:
„Jeśli to czytasz, jesteś już silniejszy niż wczoraj. A to dopiero początek ” .
Starość?
Nie. To był jej najlepszy okres.
Tylko teraz, należał do niej.
I było w nim więcej miłości niż przez całe 30 lat razem. Tyle że nie dla tego, który ją zdradził.
Ale dla niej samej.